Rasikh to kolejny zapach w mojej kolekcji. Stajnia z Arabami wciąż się powiększa i nic nie wskazuje na to, żeby to się miało zmienić. Te zapachy wciąż mnie zaskakują, przyciągają i nie dają o sobie zapomnieć.
Rasikh jest w założeniu uniseksem. I zdecydowanie tak jest. Noszę go ja, ale zdarza się mojemu Małżowi pomylić butelki:)
W trakcie pierwszych testów tego zapachu miałam w głowie obraz Tuscan Leather. Rasikh wciąż mi się z nim kojarzył, podobieństwo było uderzające i, głównie z tego powodu, postanowiłam nabyć cały flakon.
Jednak tak z Arabami bywa, że są zmienni jak kameleony:) I całe szczęście, bo inaczej byłoby niemożliwie nudno:)
Cały obrazek Rasikha sprowadza się do ... kadrów z Angielskiego Pacjenta. Ten kto widział, ten wie:]
Laslo de Almasy...
Elegant, trochę sztywny, czarujący, a jednocześnie powściągliwy, drapieżny i delikatny zarazem...
Dwa oblicza tego samego człowieka.
Człowieka, który pod maską chłodu odczytywanej przez ludzi jako bezpardonowe akty arogancji, kryje żar i namiętność, jakiej nie powstydziłby się Casanova. Jest chodzącym wrzątkiem uczuć, sumiennie skrywanym pod chropowatą i twardą powłoką codziennej stanowczości i bezkompromisowości. Jego pojedyncze słowa będące odpowiedzią na całe opowieści, jego zdania nie pozwalające dopowiadać już nic sugerują, że jest istotą chyba niezdolną do kochania nikogo prócz siebie, a w najlepszym razie po prostu cynikiem.
Ale to nieprawda.
Ten człowiek to wulkan, który aż kipi od emocji, ale jest w stanie obdarować nimi tylko tę jedną, jedyną, która, na nieszczęście, oddała wcześniej serce innemu. To miłość, która paradoksalnie spełnia się i nie ma prawa się spełnić.
Kochankowie są szczęśliwi a jednocześnie widzą nadchodzący tragiczny koniec. Jednak trwają w tej upojnej chwili, bo tylko to im pozostaje, innego wyjścia nie ma. Przestać kochać i zacząć żyć pustym i smutnym życiem, czy kochać i ...?
Rasikh oddaje nie tylko ten moment, kiedy Laslo jest zakochany do szaleństwa, ale także początek jego uczucia.
Zapach otwiera się szafranem z wanilią, jednak jest suchy i lekko...gorzkawy? Jakby niedojrzałe kwiaty wanilii chciały już aspirować do tej słodkości, którą się staną ale jeszcze nie teraz, nie już. W tle pobrzmiewa nuta skórzana, jednak jest twarda, nadaje otwarciu charakteru lekko chłodnego, tak jak chłodny w obejściu był Laslo.
Ten moment trwa chwilę, jakby się zastanawiał, czy ustąpić miejsca dalszym nutom. I kiedy zaczynamy sądzić, że zapach już się nie rozwinie, ten nagle zaczyna tętnić miękką skórą zalaną białym piżmem. Otwiera się, wręcz wybucha miękkością, czystością, jak z pozoru brzydka szkatułka, w której znajdujemy klejnot. Ta chwila jest piękna, długa, zapach jest miękki czysty, otulający, jak biała i świeża koszula Katharine Clifton. Dzięki skórze zapach tętni, pulsuje, zdaje się być żywy. Porusza się prawie, jak owo miejsce na szyi kobiety, które tak sobie upodobał Laslo.
W końcowej fazie zaczyna pobrzmiewać cedr z paczulą. Wkrada się lekka nostalgia z myślą o nadejściu tego, co nieuniknione. Jednak póki muzyka gra, Laslo tańczy. Nie pozwoli, by umknęła im choćby sekunda, bo wie, że one i tak są policzone.
Jak się czuję nosząc zapach, który z powodzeniem mógłby mieć na sobie filmowy Laslo de Almasy?
Jak Katherine Clifton.
Nazwa: ładna
Flakon: ciężki, piękny, prosty
Trwałość: ok. 8-10 godzin
Używam tego produktu od: około dwóch miesięcy
Ilość zużytych opakowań: próbki, teraz cały flakon