Z tymi perfumami wiąże się historia... nie jest może ona ciekawa czy zabawna, ale tłumaczy czemu ja, kobieta, kupiłam dla siebie perfumy dedykowane dla mężczyzn.
Otóż był to 31 stycznia, ostatni dzień Roku Pańskiego 2017. Jako jeden z nielicznych nieszczęśników, spędzałam ten dzień w pracy. W sklepie w centrum handlowym, żeby zarysować dokładniej tło. Pustka, nudy, mało sił, żeby sztucznie wymyśleć sobie robotę. Stoimy z koleżanką za kasą, leniwie śledząc wzrokiem nielicznych klientów. Jeden z nich podchodzi do nas, żeby spytać o przymierzalnię. Kiedy odchodzi, koleżanka komentuje: "O, ten pan nosi perfumy Diora.". Pociągnęłam z ciekawości nosem, i kiedy czuję molekuły zapachu docierające do świadomości, moje serce trzepocze z nadzieją i rozpoznaniem. Perfumy żywo przypominają mi zapachową miłość mojego życia, słodko przekorną L de Lolita Lempicka, która jest już nie do zdobycia. Kiedy nadchodzi przerwa, gnam do Douglasa i po kolei wącham wszystkie męskie Diory. I w końcu jest, jest, już wiem - był to Dior Homme Intense.
Czy ta historia ma szczęśliwe zakończenie? Czy znalazłam odpowiednik mojej straconej miłości?
No nie do końca. ;) Parę dni później przy okazji zakupu podkładu w Sephorze poprosiłam o przelanie mi próbki Diora, a niecały miesiąc temu kupiłam pełnowymiarowe opakowanie. I od razu muszę wyznać, żeby nie być oskarżona o nietrafne porównania - to nie jest Lolita. Im bardziej porównuje je nos w nos, tym bardziej widzę różnicę. Inne nuty zapachowe, inne rozwinięcie.
A jednak uważam, że coś nieuchwytnego łączy te zapachy i że moje pierwsze skojarzenie nie było całkowicie bezpodstawne.
Zgadzam się ze licznymi opiniami, że nie są to perfumy typowo męskie. Bardziej unisex. Nie ma nic złego w przełamywaniu stereotypów płciowych, ale jeśli jest się kobietą i nosi się te perfumy, nikt nie zwróci uwagi ani nie zauważy, że nie jest to zapach kobiecy.
Zapach zaczyna się bardzo intensywnie, drzewnie i korzennie, nachalnie wciska się do nosa i stara się zasłużyć na miano Intense. Jednak po tym wejściu smoka łagodnieje, staje się bardziej przytulny, otula ciało lepką, ciemną kwiatową czekoladą, by powoli rozmywać się w pudrową nutę w ciągu upływających godzin.
Właściwie to ten brak trwałości bardziej charakterystycznych nut sprawia, że odejmuję jedną gwiazdę. Bo to "coś" co mnie ujęło w tych perfumach trochę zanika, i stają się dość nijakie pod koniec dnia. Nadal jednak jest to zapach, który znalazł sobie miejsce w moim sercu i zostanie w nim na dłużej.