Maybelline New York Baby Lips, Moisturizing Lip Balm Nawilżający balsam do ust w sztyfcie

Kiedy kupiłam ponownie balsamy do ust od Maybelline z serii Baby Lips, czułam nutę sentymentu. Pamiętam, jak na początku ich popularności były moim ulubieńcem – miały ładne kolory i obietnice nawilżenia, wszystkie dziewczyny je kochały. Niestety, po otwarciu opakowania i nałożeniu na usta, szybko zrozumiałam, że pomimo sentymentu, to będzie moje ostatnie spotkanie z tymi balsamem. Rozczarowanie przyszło szybko. Kiedyś, może ze względu na mniejszą konkurencję, te kosmetyki wydawały się lepsze – faktycznie dawały uczucie świeżości i nawilżenia. Teraz, w dobie ogromnego wyboru w kategorii pielęgnacji ust, Baby Lips nie robią niczego wyjątkowego. Nie czuję, że nawilżają moje usta w sposób, który by mnie usatysfakcjonował. Nie można powiedzieć, że balsam robi coś złego – po prostu nie robi nic dobrego. Wśród mnogości lepszych i bardziej skutecznych produktów na pewno nie wrócę do Baby Lips. To był dla mnie miły powrót do przeszłości, ale teraz już wiem, że czas zmienia także nasze kosmetyczne preferencje.

Balsam ma słodki zapach, nawilża, odżywia. Balsam do ust jest wydajny, ma bardzo fajną konsystencję. Opakowanie bardzo ładne, urocze, dziewczę. Balsam pozostawia tłustą, ochronną powłokę. Baby Lips kupiłam w drogerii internetowej. Balsam mieści się do każdej damskiej torebki, nie uczula, nie podrażnia.

Te pomadki dają taki vibe z lat 2012-2014...Dosłownie pamiętam że każdy chciał je mieć...Mam z nimi dobre wspomnienia.. Pamiętam jak zawsze miałam w torebce chociaż jeden balsam bo czasem musiałam używać... Niestety teraz balsamów nie da się już chyba kupić więc z tego powodu już go nie kupię. Po za tym teraz mamy już inne czasy a teraz modne są balsamy avona oraz nivea. Mino że ich już nie używam i nie użyje to mam z nimi bardzo dobre wspomnienia. Dosłownie każda moja znajoma chciała je mieć. Pierwszy raz balsam dostałam w prezencie potem już sobie je kupowałam w roosmanie. Zużyłam parę sztuk. Pierwszy balsam który użyłam nazywał się Cherry me. Zawsze go używałam potem jeszcze używałam żółtego. Na zawsze będą w moim sercu. Pamiętam jeszcze że te pomadki miały zawsze słodki zapach ale niestety opakowanie czasami się niszczyło. I tak wiem można te pomadki kupić czasem przez internet ale to naprawdę rzadko. Również używałam wersji miętowej. Polecam jeszcze raz u mnie nawilżały zawsze usta i dają bardzo ładny kolor. :)

Pamiętam jak byłam małą dziewczynką, poszłam z mamą do rossmanna i zobaczyłam te balsamy. Pamiętam, że nie mogłam się zdecydować i wybór padł na balsam w odcieniu cherry me. Przy pierwszej aplikacji byłam trochę przerażona bo dawał naprawdę intensywny kolor. Wtedy oczywiście nakładałam balsam kilkoma warstwami, aby efekt był wow i faktycznie taki był. Pomadka ma bardzo ładny czerwony, zgaszony kolor na ustach który bardzo mi się podoba, dodatkowo pięknie odbija światło. Wykończenie podobne jest do błyszczyku z kolorem. Co do nawilżenia wynikającego z pomadki to raczej tego tu nie ma. Tak naprawdę wystarczy przejechać usta raz tym produktem i już da ładny efekt. Jest to balsam bardzo wydajny, ma bardzo fajną konsystencję, nie jest ona zbita do końca przez co łatwo i miło się aplikuje. Ja nie miałam problemu z opakowaniem, do samego końca nic się z nim nie stało a balsam był cały czas w kosmetyczce i mógł obijać się o inne produkty. Ogólnie, jest to bardzo fajny produkt do latania po mieście, da fajny kolor na ustach. Według mnie będzie to fajny produkt na lato, konturowanie na mokro i właśnie ten balsam. Ja raczej do niego nie wrócę ale zawsze zostanie w moim sercu.

Miałam niebieską wersję pomadki - bezbarwną. Opakowanie bardzo ładne i dziewczęce, jednak wykonane z przeciętnej jakości plastiku i z czasem po prostu pękło. Sama pomadka całkiem fajna, delikatnie nawilżała usta i pozostawiała tłustą, ochronną powłokę. Próbowałam również wersji kolorystycznej, chyba pomarańczowej i była równie fajna, z tym że pozostawiała na ustach delikatny kolor:) bardzo naturalny look

Opakowanie jest niezwykle urocze przez jego kolory. Sam produkt jest dośc dobry, warto mieć go gdzieś w torebce. Po pierwsze dla tego, że jeśli nasza szminka zje się nam w ciągu dnia to balsam ma delikatny kolor, przez co nasze usta delikatnie się zakoloryzują. Po za tym jest to przyzwoity balsam do ust. Nawilża usta, może nie jest to jakieś niesamowicie mocne nawilżenie, jednak gdy nie potrzebujemy takiego to ten produkt będzie dla nas odpowiedni.

Baby Lips kupiłam w prywatnej drogerii miałam dwie wersje pomarańczową cherry me i niebieską ładne kolory dobrze nawilżają , pielęgnują usta jestem zadowolona z nich polecam

Pomadki Baby Lips od Maybelline od zawsze były moim marzeniem, już odkąd byłam małą dziewczynką, błagałam mamę właśnie o taką pomadkę, ale nie doczekałam się jej. Dopiero teraz, gdy daleko mi już do małej dziewczynki, postanowiłam kupić sama sobie tę pomadkę jako mały prezent z okazji poniedziałku. Posiadam wersję w pomarańczowym sztyfcie, która barwi usta na landrynkowy róż. Kocham ten kolor do makijaży "make up no make up", gdy oprócz korektora, stawiam tylko na róż i maskarę. Wtedy ta pomadka przychodzi idealnie. Z drugiej strony, jeśli chodzi o nawilżenie, to niestety mogłoby być lepiej. Niemniej jednak, kocham jej kolor i wspomnienia jakie we mnie budzi, więc niewystarczające nawilżenie ratuję pomadkami stricte pielęgnującymi, które nie dają tak pięknego koloru na ustach.

Obecnie posiadam dwie wersje tej pomadki: miętową (Mint fresh) i wiśniową (Cherry me). Obie pomadki zupełnie się od siebie różnią konsystencją. To jest moje drugie opakowanie wersji miętowej, gdyż przy pierwszym po kilku użyciach byłam bardzo zadowolona i zrobiłam sobie zapas. Pomadka ma ładny zapach, nie ma woskowej konsystencji, a wręcz taką wodnistą, przez co jest mało wydajna. Po nałożeniu jej usta wyglądają bardzo ładnie, jak po błyszczyku, ale nie kleją się, co jest na plus. Niestety nie odczułam jednak nawilżenia. Kiedy pomadka się zetrze/zje, usta są równie suche jak przed nałożeniem. Nie jestem zadowolona, że kupiłam ją wtedy na zapas, bo już przy dłuższym użytkowaniu pierwszego opakowania miałam te odczucia, ale nie będę marnować produktu który mogę zużyć. W tym przedziale cenowym jest jednak naprawdę wiele bardziej odżywczych pomadek. Pomadka wiśniowa za to, jako produkt sprawdza się mi dużo lepiej. Nadaje ustom kolor, powiedziałabym ze nawet intensywny, ale dodam że jestem biała jak ściana, więc dlatego ten efekt może być taki spektakularny. Wolałabym żeby był mniej widoczny, ale kto co lubi. Konsystencja tej wersji jest znacznie przyjemniejsza. Bardziej stała, lepiej się rozprowadza, nie topi się jak jej miętowy odpowiednik, i jest wydajniejsza. Natomiast wielkim minusem jest pudełko, które się w kosmetyczce złamało (nie było żadnego upadku, po prostu się poobijała o inne kosmetyki). Złamała się konkretnie jego dolna cześć i spadła, przez co nie da się pomadki zamknąć i wypada z przezroczystej zakrywki. W pomadce miętowej trafiło mi się lepiej, ale tez nie idealnie. Opakowanie zaczęło mi się rozchodzić w innym miejscu - nieco wyżej, przez co boję się, że pomadka wypadnie zanim ją wykończę. Podsumowując uważam, że jest naprawdę wiele lepszych pomadek w lepszej jakości opakowaniach. Nie poleciłabym nikomu tej pomadki, a raczej radziła wypróbować jakąś o lepszych opiniach, chociaż wiem ze ona tez ma wielu zwolenników (sama zakupiłam z polecenia koleżanki)

Pomadki posiadam w trzech wariantach kolorystycznych - fioletowy, żółty i pomarańczowy. Zdecydowanie moim ulubionym jest pomarańczowy, przez piekny zapach, jednakże daje lekki, różowiutki kolor na ustach. Usta są nawilżone, jest idealna na codzień. Prezentują się bardzo ciekawie, wyróżniają się na tle innych produktów swoją szatą graficzną. Są bardzo wydajne. Cena jest idealna.

Balsamy do ust średnio nawilżają... Moje usta zimą potrzebują większego nawilżenia i regeneracji, jednak te balsamy nie dają rady. Balsamy mają śliczne, kolorowe opakowania i to mnie skusiło żeby kupić i przetestować. Cena niestety nie jest równa działaniu. Są o wiele tańsze i bardziej wydajne balsamy czy sztyfty do ust. Nie polecam osobom, które mają suche i spierzchnięte usta, ten produkt się po prostu nie sprawdzi, już bardziej się sprawdzi zwykła wazelina. :)

Balsam miał nawilżać i owszem, nawilża, ale tylko podczas posiadania go na ustach. Po zmyciu usta niestety nie są nawilżone. Balsam ładnie pachnie, to trzeba mu przyznać, ale nie zostawia spektakularnych efektów. Jest wydajny, ale trzeba go co chwilę poprawiać. Nie dla mnie.

Balsam do ust od Maybelline nie do końca nawilża. Nadaje ładnego koloru, nic więcej. Mam suche usta i spierzchnięte, niestety ten balsam sobie w tym przypadku nie radzi, kolejny bubel jak dla mnie i szkoda kasy. Ładne kolorowe opakowania mogą przykuć uwagę, jednak w trakcie użytkowania zauważyć idzie, że nie pielęgnuje ust i nie nawilża.

Oceniam wersję w różowym opakowaniu Pomadkę zakupiłam podczas buszowania po Rossmannie. Opakowanie było na tyle urocze i słodkie, że od razu przykuło moją uwagę. Postanowiłam zakupić słodką różową wersję. OPAKOWANIE Jest to tubka wykonana z dość słabego plastiku, zatyczka łatwo pęka. Napisy są trwałe, wszystko co konieczne jest zamieszczone na opakowaniu SZTYFT Konsystencja sztyftu jest bardzo twarda i tępa. Miałam wrażenie, że smarując nią usta bardziej je tarłam i koniec końców były w gorszej kondycji. Do tego pomadka jest bardzo sucha, w ogóle nie da się jej rozprowadzać po ustach. Bardzo łatwo się łamie KOLOR I ZAPACH Zapachu nie czułam prawie wcale, był bardzo delikatny i szybko się ulatniał, ale jednocześnie bardzo intensywny i nachalny, mocno chemiczny i cukierkowy Kolor pomadki po wykręceniu z tubki jest bardzo krzykliwym, cukierkowym różem. O dziwo, po nałożeniu na usta jest prawie identyczny. Jest to kolor mocno różowy, przypomina kolor dla Barbie, bardzie niekorzystnie wygląda na ustach. DZIAŁANIE I przechodzimy do najgorszego. Pomadka zupełenie nie nawilża ust, nie odżywia ich, podkreśla wszelkie suche skórki i zagłębienia . Praktycznie nie robi kompletnie nic dobrego dla naszych warg. Osobiście odstawiłam ją już po kilku dniach użytkowania, ponieważ bardzo mocno mnie uczuliła. Usta po jej użyciu były wielkie i nabrzmiałe jak po użądleniu pszczoły, do tego koszmarnie paliły i szczypały. Cała skóra wokół ust zrobiła się czerwona. Nie wiem co tak mocno uczuliło mnie w tej pomadce, ale był to pierwszy raz kiedy uczulił mnie produkt do ust i z pewnością NIGDY DO NIEJ NIE WRÓCĘ Skutki używania jej odczuwałam jeszcze przez miesiąc, gdyż zaczerwienie dookoła ust (aż do nosa!) nie schodziło w ogóle. Dopiero z pomocą specjalistycznych maści i leków udało mi się to zwalczyć. Absolutnie każdemu odradzam zakup!!!

Pomadki posiadałam dwie wersje - jedną klasyczną, żółtą - nie nawilżała moich ust w takim stopniu jak tego potrzebują... ładnie delikatnie pachniała, ale szybko znika z ust, jeśli chroni usta od wiatru, to na chwilę, trzeba często reaplikować; drugą wersję miałam różową - barwiącą usta. Tu również działanie jak w tej bezbarwnej, plus za lekką koloryzację, jednak kolor nie podpasuje wszystkim. Mimo, że delikatny na moich naturalnie ciemniejszych ustach wypadał cukierkowo.

Miałam wersję niebieską i szczerze mówiąc nie specjalnie przypadła mi ta pomadka do gustu. Średnio nawilża usta, może to ja po prostu potrzebuje czegoś mocniejszego. Nie dla mnie, więcej już żadnej nie kupiłam.

Dostałam jedną z tych pomadek nawilżających w prezencie i uważam, że to mocna średniawka. Balsam barwi mi usta, a prawie wcale nie nawilża. Nie wiem czy bym ją komuś poleciła, może mniejszym dzieciom.

Trafiłam na tą pomadkę w kalendarzu adwentowym z firmy Maybelline i niestety nie jest to mój ulubieniec. Kompletnie nie przypadł mi do gustu zapach/ smak, który powinien być miętowy ale kompletnie taki nie jest, dla mnie trochę sztuczny. Konsystencja jest bardzo fajna, miękka i łatwo się aplikuje. Jest to typowo bezbarwna pomadka, delikatnie nawilża. Balsam w pomarańczowym opakowaniu również nie ma za bardzo zapachu ale nadaje ustom ładny czerwony kolor. Nie podkreśla skórek ani ich nie podrażnia. Dobrze nawilża i odżywia.