Dostałam jakiś czas temu w prezencie odcień 01, który z początku wydawał mi się dobrym dla mnie odcieniem, jednak z czasem doszłam do wniosku, że on nie do końca dobrze się dopasowuje do mojej urody, ale do rzeczy.
Produkt przychodzi do nas zapakowany typowo jak produkty Inglota, wszystko wygląda ładnie i schludnie. Wewnątrz opakowania mamy sitko, przez które można sobie wydobywać nasz rozświetlacz i jest też puszek, którego działania nie rozumiem, bo jak mam sobie puszkiem nałożyć rozświetlacz na twarz? Pomysł zupełnie bez sensu. Może służyć do ochrony produktu, jeśli z nim podróżujemy, owszem, ale to i tak się będzie wysypywało przez te dziurki, więc lepsze byłoby jakieś rozwiązanie z plastikowym zamknięciem, zatyczką, a nie z puszkiem. No ale co kto lubi, dla mnie to bez sensu, puszku nie potrzebuję, bo rozświetlacz nakładam pędzlem i tak.
Kolor 01, który na słoczach w necie wydawał mi się niemalże idealny okazał się dla mnie za ciemny i z różowawym poblaskiem, niestety. Ja mam bardzo jasną karnację na poziomie Lorealowego True Match N1 (jest dla mnie dosłownie o włos za chłodny, ale W1 już za ciepły), czyli cera bardzo jasna, neutralna, z delikatnie ciepłym podtonem (ale nie za dużo) i niestety na mojej buzi ten produkt w ciut większej ilości wygląda źle, odznacza się, nie pasuje mi ten kolor, jest zbyt chłodny, zbyt beżowy, dla chociaż odrobinkę ciemniejszej karnacji byłby super, ja jeśli nałożę go tak, jak nałożylabym każdy normalny rozswietlacz, to widzę, że to widać, że on jest dla mnie za ciemny, nie jest to takie mega rzucające się w oczy, ale ja to widzę, więc jest to dla mnie wystarczający powód, żeby go nie używać. Drugą sprawą dla mnie minusującą trochę ten kosmetyk jest jego forma. Nie lubię sypkich produktów, to wszędzie lata, ciężko to nabrać na pędzel, to się sypie po twarzy i nie inaczej jest też w przypadku rozświetlacza z Inglota.
ALE.... blask, jaki daje ten kosmetyk jest po prostu nieziemski. To jest coś, czego ja zawsze szukam w rozświetlaczach - mega blask na półprzezroczystej bazie, co wygląda po nałożeniu, jakby to skóra była napięta, zdrowa i dobrze nawilżona. Coś cudownego po prostu. Tak jak na przykład nie lubię rozswietlacza Disco Ball za to, że on ma w sobie za dużo pudrowości, tak tutaj, w rozświetlaczu Inglota on jest jakby mgiełką, nie dodaje kości jarzmowej dodatkowej pudrowości, tylko ten cudny blask.
Pomimo tego, że nie podoba mi się opakowanie i nie lubię formy podania tego produktu oraz kolor mi nie pasuje (to ostatnie można naprawić) to nie zjadę go, bo faktycznie jest to coś wyglądającego na policzku cudnie. Jak będę miała okazję, to przejdę się do Inglota i obadam, jakie jeszcze tam są odcienie i który mógłby mi pasować i mam nadzieję, że one też dają taki efekt super blasku, ale jakby wychodzącego od nas, a nie od rozświetlacza. Ten będę musiała oddać mojej Mamie, bo jest ode mnie nieco ciemniejsza, więc może Jej lepiej przypasować. Nie wiem, czy poleciłabym ten kosmetyk każdemu, na pewno nie będzie dla wszystkich, trzeba nauczyć się z nim pracować. Ja mój wpracowuję w skórę płaskim pędzlem blendując go z różem i bronzerem poniżej, wtedy to wygląda jeszcze lepiej i naturalniej jeśli chodzi o blask (ale niestety wciąż widać, że odcień jest nie dla mnie), można nim uzyskać efekt mokrej skóry, ale też można go nieco nadbudować i wtedy będzie mega blask z kosmosu (którego ja niestety ze względu na za ciemny odcień nie mogę doświadczyć). Jest to jednak kosmetyk, który przyciągnął moją uwagę i na pewno pójdę obadać inne odcienie, jak tylko będę mogła, żeby wybrać lepszy kolor dla siebie.
Aaa zapomniałam napisać o trwałości - niestety zauważyłam, że u mnie nie utrzymuje się tak jak powinien cały dzień, mimo tego, że nie dotykam twarzy wcale, ale pod koniec dnia coś tam jeszcze jest na buzi.
Także za kolor nie odejmuję punktów, bo to jest do naprawienia, ale za formę podania, sypanie się i nietrwałość niestety odejmuję 2 gwiazdki.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie