Wygląda na to, że popsuję pozytywną tendencję Balsamu Piękności, bo albo jestem na tę, dostarczaną przez balsam, odporna, albo to z nim coś jest nie tak...
Nie mam specjalnych problemów z cerą, skórą, kupiłam balsam z ciekawości, no taki piękny skład, jak tu się nie skusić... na miniaturkę. ;) I całe szczęście!
Stosowałam ten balsam w kilku miejscach: pod oczy, na usta, na skórki, i suche, łuszczące się dłonie.
Pod oczami - miałam nadzieję, że będzie fajnym środkiem natłuszczającym, uelastyczniającym i choć odrobinę nawilżającym, ale tak się nie stało. Tak jak go nakładałam wieczorem, tak z nim budziłam się rano, nie wchłaniał się w ogóle, właził w zmarszczki, o których istnieniu nie wiedziałam. Potem go zmywałam i żyłam dalej, jak gdyby nigdy nic. Nie, nie, nie.
Na usta - to samo. Zimą moje usta mają tendencję do wyjątkowego wysuszanie, pewnie jak u większości ludzi, normalne. Dlatego bardzo staram się ich nie doprowadzić do stanu ściągnięcia, przechodzącego w spierzchnięcie i łuszczenie, bo wtedy strasznie świerzbią mnie łapki i te odstające skórki odrywam, często przy okazji robiąc sobie ranki. A wtedy to już jest grubo, nietrudno sobie wyobrazić. Na takie skrzywdzone usta balsam nie działał, a próbuje się wtedy wszystkiego. Myślałam, że je podgoi, uelastyczni, nawilży, ale tutaj podobnie jak pod oczami. Pozostawiony na noc, nie robił z nimi niczego dobrego, mam obecnie podobny \'naolejkowany\' po brzegi balsam do ust i rano są gotowe na kolorową pomadkę. Nie, znowu nie.
Na skórki - uszedł... Wmasowany poprawiał nieco ich kondcyję i nie zadzierały mi się tak często. Na paznokcie zero rezultatu.
Na suche dłonie - najlepiej się sprawdził. Pomiędzy palcami zimą robią mi się takie suche zadziorki i na to nawet mi pomagał, skóra przestawała być biaława i wracała do normalnego stanu. Potwierdzeniem tego będzie dla mnie fakt, że pożyczyłam go kiedyś współlokatorce, posiadaczce suchej skóry, która zimowym wieczorem po powrocie do domu, narzekała na szczypiącą od mrozu, skórę. Nałożyła go na buzię i pokazały się na niej czerwone kropki, ale rankiem stwierdziła, że jej pomógł, dlatego resztkę, która mi została oddałam jej.
Dochodzę więc do wniosku, że to jest tak naprawdę środek na ekstremalnie przesuszoną skórę, kiedy zmiany widoczne są gołym okiem, łokcie, kolana, ale nie jako środek wspomagający. W większości przypadków u siebie odniosłam wrażenie, że nic nie robił, bo się po prostu nie wchłaniał.
Oprócz tego nie podobało mi się zupełnie jak pachniał, zdecydowanie bardziej spodobał mi się jego brat Skin Rescue Balm, i przez zapach, i przez właściwości.
Kupiłam swoją miniaturkę w sklepie internetowym i z czystym sercem mówię, że starczyła mi ona na więcej niż pół roku, naprawdę setki użyć. Mini opakowanie jest poręczniejsze, jest też świetną okazją, żeby sprawdzić czy produkt nam odpowiada. Ja zdecydowanie do niego nie wrócę.
Używam tego produktu od: używałam ok. pół roku
Ilość zużytych opakowań: jeden mini słoiczek (ok.5ml)