WSTĘP
Maseł shea od Nacomi używam od lat. Nic więcej nie dodaję. Chyba tylko mydeł w kostce i szamponów Johnsons Baby używam dłużej.
ROZWINIĘCIE
Co tu dużo mówić, produkt jest wybitny. Niezależnie od zapachu i wyglądu słoiczka. W tym wydaniu, z zieloną herbatą, w leciutkim, dużym, płaskim, plastikowym słoju, masło shea od Nacomi nadal pozostaje cudeńkiem.
ZALETY
Prześlicznie pachnie. Słodko-świeżo, przypomina perfumy Elizabeth Arden "Green Tea". Czyli nie jest to zapach prawdziwej, czystej zielonej herbaty, którą zaparzamy sobie w domu. Bardziej to taki kosmetyczny zapach zielonej herbaty. Ale nie drażni ani nie męczy, nic z tych rzeczy. Umila korzystanie z tego masła na co dzień, dodaje energii i optymizmu.
Samo masło regeneruje skórę, przyspiesza gojenie ran, odżywia. Nie znam żadnego innego kremu, maści ani innej substancji, która działa na skórę tak jak masło shea (może poza pastą cynkową z apteki, która też działa na drobne niedoskonałości). Przy czym to akurat nie jest cecha wyłącznie tego produktu z marki Nacomi, ale ogólnie wszystkich maseł shea. Jeśli kupicie jakieś tańsze, bez zapachu i dodatkowych składników, zadziała dokładnie tak samo. Czyli rewelacyjnie :)
Przy czym warto pamiętać, że jest to produkt wielofunkcyjny:
1) używam go na całe ciało, kiedy naprawdę potrzebuję natłuszczenia, odżywienia i regeneracji. I kiedy mam czas na bawienie się we wsmarowywanie tego masła. Jego konsystencja jest na tyle gęsta, że trzeba je najpierw nieco roztopić w dłoniach i masować nim skórę dokładnie i długo. Potem jeszcze warto pochodzić bez ubrań, żeby wszystko zdążyło się jako tako wchłonąć, a skóra i tak pozostanie tłusta. Tylko że nie będzie to niewygodne ani irytujące i nie zapcha nam porów jak balsamy do ciała z parafiną. Masło shea ma to do siebie, że po prostu goi i leczy. Dla osób ze skórą suchą będzie prawdziwym ukojeniem.
2) używam go też... na noc pod oczy. Miałam ostatnio straszne problemy ze skórą wokół oczu, bo zaczęłam taką pracę, że muszę wstawać codziennie o 4:40 i wracam przed 20:00. No i ogólnie przeżywam życiowe wzloty (ostatnio brak) i upadki (ostatnio bardzo dużo). Wewnętrznie umieram i moja skóra również zaczęła powoli smutnieć. W ostatnie trzy miesiące przybyło mi tyle zmarszczek, jakbym była co najmniej 10-15 lat starsza. Powoli myślę o zmianie pracy i życia po pandemii. A na razie zaczęłam używać odrobineczki tego masła na noc, pod oczy... Dopiero to sprawiło, że tych zmarszczkowych kreseczek pod oczami przynajmniej mi nie przybywa. A rano skóra jest świetlista, wygląda zdrowo, jakby czas się na chwileczkę cofnął. Ponieważ jednak to masło jest bardzo tłuste, nie ma mowy, żebym używała go pod oczy w dzień. Dlatego to metoda doraźna, coś jakby jednorazowa maseczka pod oczy, a nie krem
3) używam go też na usta. Ale w tym przypadku mam od lat taką zasadę, że odrobinę masła shea z większych, oryginalnych opakowań Nacomi, przekładam do starego, czystego opakowania po jakimś kremie do twarzy. I dopiero z takiego mniejszego słoiczka nakładam masło shea na usta. Dzięki temu unikam zabrudzenia większej ilości produktu w oryginalnym opakowaniu i wszędzie tą małą ilość mogę ze sobą nosić. Chociaż i tak noszę ją raczej po domu, bo nie ma mowy, żebym w pracy albo na mieście nakładała sobie coś na usta palcami, "wyjściowo" używam tylko sztyftów ochronnych do ust
4) jestem osobą z problemami skórnymi. Kiedyś miałam duże problemy na tym tle. Trądzik to był tylko jeden z takich problemów. Dzisiaj, kiedy mojej cerze zdarzają się gorsze okresy, używam maseł shea z Nacomi również na twarz.
Czasem punktowo, na pojedyncze pozostałości po wypryskach.
Czasem na większe powierzchnie, np. przesuszone policzki.
Czasem na noc na całą buzię cieniuteńką warstwą. Nie mogę tego robić codziennie, bo wtedy skóra mi się buntuje (tak już mam, że czasem potrzebuję tłustych kremów, a czasem czegoś lekkiego). Ale jak raz na jakiś czas posmaruję się tym masłem na noc, to zawsze rano mam piękną skórę. Jakby ktoś wygumował z mojej twarzy niedoskonałości.
Wielką zaletą maseł shea z Nacomi jest też cena, wydajność i różne wersje zapachowe.
Fajne jest to, że te produkty mają odrobinę innych dodatków, ale to nigdy nie jest czysta chemia, tylko jakieś dodatkowe oleje, np. z winogron czy arganowy, plus zapach. Masło shea pozostaje u nich masłem shea. Ma swoją strukturę, konsystencję, działanie, właściwości. Te drobne dodatki tylko umilają jego stosowanie, ale nie niszczą. I za to masła z Nacomi kocham i kupuję je we wszystkich kolejnych wydaniach.
PODSUMOWANIE
Polecam z czystym sumieniem, każdemu. To jeden z tych niewielu produktów, z którego każdy, w każdym wieku i z każdymi potrzebami, będzie zadowolony. Jest tak uniwersalny, że powinien być w każdej łazience. Tak jak kiedyś krem Nivea: na wszelki wypadek, na co dzień.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie