DEMONY W ANIELSKICH SUKNIACH...
Nie wiem nic o tej marce, nic o autorze zapachu. Zobaczyłam je pierwszy raz na przełomie lipca i sierpnia, w Douglasie. Zaintrygowała mnie biel butelki, biel korka, biel puszki (oraz sam fakt istnienia puszki). Kryształek Svarowskiego umknął mojej uwadze. Wykończenia butelki i puszki są w matowym złocie. Po pierwszych testach próbowałam odnaleźć zapach w internecie. Niestety nie mam laptopa z funkcją wykrywania i identyfikowania zapachu z nadgarstka, a w wyszukiwarkę trzeba wpisać choćby cokolwiek, żeby dać jej szansę znalezienia. Nie zapamiętałam ani nazwy perfum, ani nazwy projektanta. Na szczęście przechodzę koło Douglasa dwa razy dziennie, więc szybko nadrobiłam to niedopatrzenie.
I tak sobie chodzę tam już któryś miesiąc i co jakiś czas testuję ten właśnie zapach. Był czas upałów, była złota jesień, za chwilę będzie śnieg i mróz - a ja wytrwale testuję i...
...i nie kupię. Zapach bardzo ładny, ale zdecydowanie nie mój. Zero unisexu, zero morskiej bryzy czy świeżego prania. Zero łąki lub cytrusów. Ciężkość mokrych kwiatów typu frezje, miodu i cholera wie, czego jeszcze. Po kilku godzinach przechodzi w miód delikatnie ułożony na kwiatach, całość już mniej intensywna jeśli chodzi o uderzenie frezji. Dzięki Bogu nie ma żadnych cukierniczo-spożywczych aromatów typu krówki czy budyń. Autor mocno podkreśla obecność białego bursztynu. Jeśli nie jest to jakaś przenośnia literacka, tylko chodzi mu rzeczywiście o bursztyn, no to cóż. Nie spotkałam się z tym, aby kamień pachniał i to na tyle wyraziście, aby stanowić bazę zapachu. Nie wiem zatem, o co miało chodzić z tym bursztynem?
To zapach typu kwiatowo-miodowy dusiciel, ale w pozytywnym sensie. Nie jest nietypowy czy wielce oryginalny. Jednak trzeba do niego zarówno odwagi, jak i rozwagi. Zapach wymaga pięknie zrobionych paznokci, rzęs jak firany i wysokich obcasów, ALE jednocześnie całość wizerunku musi być klasyczno-ascetyczna, a makijaż w typie "nude". Odpada czerwona szminka, kolorowe cienie, kreski na powiekach czy biżuteria, bo wówczas brniemy w kicz. Można pokusić się o luzacki (ale kobiecy i niebanalny) strój, na zasadzie kontrastu. Niezależnie od rodzaju kreacji, wyrazisty makijaż w postaci wachlarzowych rzęs i nieskazitelnej cery - jest obowiązkowy przy tym zapachu. Czułabym się zbyt wyzywająco, nie na miejscu, pachnąc nim od samego rana czy na oficjalnych służbowych spotkaniach, ale może to kwestia wprawy. Biel zapachu, zarówno w nazwie, jak i w szacie graficznej, jest zwodnicza - czarna butelka w czarnej puszce trafniej korespondowałaby z ciężkim kalibrem zapachu. Ale kto powiedział, że butelka koniecznie musi precyzyjnie odzwierciedlać zawartość? Mnie urzeka właśnie ten kontrast - diabeł przebrany za anioła...
Używam tego produktu od: lipiec / sierpień 2013
Ilość zużytych opakowań: testy, intryguje mnie nadal...