Drogi Watsonie...
Słynę z zamiłowania do pasztetów i geriatryków. Taaak... Mężczyźni, którzy podobają się mojej skromnej osobie są albo okrutnie nadgryzieni zębem czasu, albo o wątpliwej, właściwie mocno dyskusyjnej urodzie. Nie dla mnie Brady Pitty, Ryany Goslingi czy inne Hemsworthy.
Mi imponuje zabójcza inteligencja. Choćby w najbrzydszej oprawie.
Tą oprawą może być koszmarna buźka Sherlocka Holmesa. Niee...Nie Robert Downej Jr. Ten brzydszy. Wiadomo kto;)
Yes, Mr. Bilbo, yeeeeesssssss...prrreciuosssssss....
Dlaczego tak? Bo zawsze wychodziłam z założenia, że jak się już rozwinie śliczne opakowanie, to dobrze znaleźć w środku coś ciekawego... A doświadczenie pokazuje mi, że w najbrzydszych pudełkach kryją się najpiękniejsze skarby;)
Nie inaczej jest z perfumami.
Przeto przeprowadźmy dedukcję, drogi Watsonie.
Otwarcie...
jest zdominowane szafranem, suchym i pylistym a nawet lekko odymionym, oplecionym kminem w subtelny, niemal jedwabny sposób, a to pozwala nam poszukiwać gdzieś w niedalekiej odległości czasoprzestrzennej niejakiego...
...serca...
przytłoczonego obecnością drzewa cedrowego w towarzystwie paczuli, które z zachłanności chce grać pierwsze skrzypce, lecz obecność gwajaku uniemożliwia mu tę zdradę pozostałych towarzyszy, co skutkuje domniemaniem, iż za chwilę pojawi się drzewo sandałowe, które w obecności fiołka stara się zapomnieć o swoich pierwotnych zamiarach i w efekcie pozwala odkryć...
...bazę...
w której, drogi Watsonie, dominuje bób tonka, a to z kolei pozwala wysnuć wniosek, że gdzieś w pobliżu znajdziemy drewno agarowe będące w powiązaniach z bursztynem, które z kolei odsłoni przed nami nieznane oblicze labdanum, a obecność rzeczonego niechybnie doprowadzi nas do wielkiej...
...skórzanej torby.
I...
tak.
Cuirs to wielka skórzana torba, najlepiej surowa, od Dzikiego Józka, pełna różności, a właściwie przypraw. Skóra przesiąka zapachem ziół, ogniska przy którym są suszone i z biegiem lat ten zapach tylko się umacnia, utwardza, stając się zapachem w stanie stałym. Takiej torby nie ma nikt inny, jest jedyna w swoim rodzaju. To jest moja na wskroś rzecz, pachnąca mną, tożsama z moją osobą. Nikt takiej nie posiada.
Tak jest z Cuirsem. Moja skóra wyciąga z niego wszystko czego jej potrzeba, czego musi dodać do własnego aromatu, żeby stał się tym jedynym, oryginalnym. Ten flakonik jest kwintesencją wszystkiego co w zapachach cenię najbardziej: perfumiarskiego kunsztu, odwagi w mieszaniu składników, ich szlachetności i oryginalności końcowego efektu. Bez efekciarstwa.
To, że zbieram wiele komplementów na temat Cuirsa, którego właściwie nikt z zadających pytanie o ten zapach nie zna...to mnie niewiele obchodzi. Noszę zapach jedynie dla siebie i po to, żeby mój nos, wdychając mój zapach wysyłał mi do mózgu impulsy z informacją "Takiej drugiej jak ty nie ma".
Tak jak z mężczyznami;)
czego należało dowieść.
Nazwa: bardzo adekwatna
Flakon: piękny, prosty
Trwałość: zabójcza, nawet po dwóch praniach wciąż się unosi
Używam tego produktu od: kilka miesięcy
Ilość zużytych opakowań: próbka, od niedawna flakon