Któż, ach któż mógłby, byłby zdolny i chętny i zdeterminowany nieziemsko, aby poczęstować mnie wprzódy, a potem zarazić zdradziecko miłością do kadzidlanego dymu przedniego frankońskiego?
Tylko Pani Stettke:)
I należą się Jej Wysokości ukłony niskie, czołobitne podziękowania i zapewnienia usług dozgonnych, bo nagle świat stał się pełniejszy i...pojemniejszy, a spowodowało zjawisko owo poznanie... kadzidła.
Czy ja kadzidła nie znałam?
Trudno byłoby znaleźć kompozycję kadzidlaną, która niczym strzała amora ugodziłaby serce moje smocze i spowodowała serię westchnień i efektu maślanych oczu. Ostatnio efekt zbliżony wywołało La Liturgie des Heures Jovoy\'a, lecz pomimo piękna nieskończonego tego zapachu zdaję się być we własnych oczach zbyt...powszednia i pospolita do noszenia tak niezwykłego i szlachetnego zapachu.
Tak...ja o zapachach myślę już takimi kategoriami.
I pewnie zręcznie balansując na smoczych nóżkach tańcowałabym sobie, omijając lekko kadzidlane eliksiry, gdyby mnie Jej Wysokość znienacka nie zaatakowała od tyłu próbką Odina.
I tak jak smok usieczon jest poprzez czarną strzałę wbitą w odpowiednie miejsce, tak właśnie padłam obezwładniona tym aromatem.
Puntem wyjścia do rozważań o kadzidle w przypadku Odina zdawałby się Odyn, ten z Walhalli. Ja jednak widzę tu Thranduila, króla Mrocznych Elfów z Leśnego Królestwa.
I tylko tak potrafię go postrzegać.
Bo to kadzidło jest właściwie męskie, ale nie do końca. Jest androgyniczne, zmienne, niejednoznaczne. W pierwszej chwili wyczuwam silne kadzidło w otoczeniu imbiru i pieprzu. Tchnie jakimś gniewem, szorstkością, żalem i bólem. Otwarcie nie tyle jest mocne: ono krzyczy "Tak! To ja! Patrz na mnie!". Zawłaszcza całą przestrzeń, jednocześnie petryfikując zmysły do tego stopnia, że co kilka sekund wącham nadgarstek.
Gdy pierwsza faza nacieszy się już własną obecnością do głosu zostaje dopuszczony gwajakowiec i odrobina gałki, lecz one stanowią wątłe tło dla kadzidła, bo to ono nadal stanowi siłę i moc kompozycji. I tak jest do samego końca, choć następuje zamiana gałki na drewno sekwoi. Jeśli jest tam paczula, to się schowała na amen zagłuszona nienasyconym kadzidłem. A kadzidło w drzewnym otoczeniu wciąż roztacza swój mroczny czar.
Zapach jawi mi się jako Thranduil: świadomy własnej mocy, uroku i dostojności, a również i szlachetności choćby z pochodzenia, świadomy piękna i czaru jakie roztacza wokół i zachwytu jaki wywołuje jego widok. Jednocześnie jest egoistyczny, zawłaszcza przestrzeń dla siebie, jest pełen mroku, żalu, gniewu i zazdrości.
Lecz ponieważ to elf, a elfy leśne ukochały światło gwiazd, to tylko kilka kwantów rozjaśnia mrok duszy Trhanduila i przez jest on jeszcze piękniejszą istotą, pomimo, że to piękno jest mroczne. Ale nadal niezwykle pociągające.
Odin to w istocie kadzidło mistrzowsko połączone z drewnem - moim ulubionym aromatem. Drzewne kadzidło doprawione korzennymi przyprawami zyskuje silnie mroczny wydźwięk, staje się smoliście czarne i gęste, oddalając się tym samym od etykietki srebrnego dymu i strzelistych katedr.
A ponieważ oddala się od tego transparentnego wyobrażenia o mgiełce misternie tkanego zapachu, to musi kroczyć w kierunku drugiego bieguna: woni mrocznych, niebezpiecznych, ale silnie przyciągających i pociągających.
Woni, które wołają z noszącego do otoczenia niczym Bilbo do pierścienia:
MINE!
Nazwa: ładna
Butelka: prosta, ładna
Trwałość: choć to EDT to 6 godzin wytrzymuje bez zarzutu
Używam tego produktu od: ponad tydzień
Ilość zużytych opakowań: próbki, wkrótce flakon