Kupilam sobie ten puder z czystej ciekawości, kiedyś usłyszałam, że jest fajny i pięknie rozświetla, więc mi się zachciało go mieć.
Produkt zamknięty jest w połyskującym, brązowo- złotym opakowaniu, które mieści 10 gram. Nie jest ciężkie, czyli takie, jak oczekiwalibyśmy patrząc na cenę, ale też nie lekkie. A może to ja mam z tym jakiś problem, bo Guerlain przyzwyczaił do ciężkich opakowań i zawsze, jak coś jest droższe, to spodziewam się, że będzie też ciężkie i masywne, wielbicielki Guerlain powinny wiedzieć, co mam na myśli:)
Wewnątrz mamy 10 gram bardzo jasnożółtego pudru. Mój to Diffused Light, zastanawiałam się jeszcze nad Ethereal Light, który jest prawie całkowicie biały (to znaczy taki translucent), jednak ten żółty chciałam bardziej, po prostu mocniej mi się podobał.
Produkt ten absolutnie nie ma za zadanie zmatowić naszej cery. Jego działanie polega na tym, że łapie, zmiękcza i odbija światło od naszej skóry w taki sposób, że wydaje się ona promienna, zdrowa i posiadająca naturalny blask. Niby teraz większość pudrów rozświetlających to ma robić, niestety nie wszystkim się to udaje.
Na swojej twarzy spodziewałam się tego, że podobnie jak w przypadku kulek Guerlain Diffused będzie rozświetlał, ale po kilku godzinach ten blask już nie będzie taki świeży. Wiecie, co mam na myśli, że po 8-9 godzinach, choćbyśmy chciały to już cera nie jest taka świeża, jak wygląda zaraz po nałożeniu makijażu rano. Ale ten puder zachowuje świeżość cery przez długie godziny. Ponadto zaraz po nałożeniu cera jest tak piękna, promienna, że dosłownie mam ochotę się na nią lampić cały czas, ale nie jest to blask choinkowej bombki, nie jest to też ten sam blask, jaki dają kulki, to jest coś innego. Cera jakby ulepszona, gładka.
Kolor jest niby jasnożółty, ale nic z niego nie wybija, czyli po nałożeniu na twarz daje tylko to cudne rozświetlenie, delikatnie też ociepla buzię przez posiadanie delikatnie żółtych tonów, ale to, jak już pisałam na pewno nie będzie takie działanie, jak kulki, bo w przypadku kulek możemy zrobić tak, że powiedzmy nałożymy sobie na twarz Teint Rose i skóra będzie lekko ochłodzona (bo one są chłodne), a nałożymy Medium (czyli więcej brązowych kulek w opakowaniu, choć wciąż są dobre dla takiego bladziocha, jak ja) i to się nie będzie wybijać, nie będę miała nagle ciemnej twarzy, a jednak ta przewaga ciemniejszych kuleczek ociepli nieco naszą buzię wciąż pozostając jedynie woalem, a nie dając koloru.
W przypadku Hourglass skóra wydaje się taka nieskazitelna, rozpromieniona, zdrowa. No coś cudownego. Ale to nie jest kryjący puder, to jest woal koloru.
Ten woal koloru wystarcza, żeby trzymać w ryzach nasz podkład, czy krem BB, czy co tam pod niego nakładacie przez cały dzień. Cera jest wciąż taka piękna, jak zaraz po nałożeniu, choć wiadomo, po 9 godzinach sama nasza skóra już nie jest taka, jak zaraz po nałożeniu makijażu, ale jednak ten puder trzyma ją w ryzach i trzyma wszystko na twarzy w ryzach, także jako produkt utrwalający podkład oceniam go bardzo wysoko.
Zapachu w nim nie wyczuwam.
Jak dla mnie to był świetny zakup i na pewno kupię go ponownie. Nie śmiałabym powiedzieć, że to takie Meteoryty, tylko lepsze, bo one niby dają podobny efekt, ale są trochę inne, no i opakowania Meteorków zawsze będą mnie przyciągać, ale jeśli macie możliwość to naprawdę polecam Hourglassowy puder, bo jest wart przetestowania, jeśli lubicie rozświetlenie na buzi. Pisząc 'rozświetlenie' mam na myśli delikatny efekt promiennej cery, a nie łój, sama mam mieszaną cerę w stronę suchej i rozumiem, że ona się może świecić po czasie, nie mam jednak zamiaru zrezygnować z pudrów rozświetlających, ponieważ skóra wygląda po nich lepiej, niż po matujących produktach.
Ja jestem zachwycona, zaskoczona jakością i zadowolona z zakupu.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie