KORA Organics Hydrating Mask Maseczka nawilżająca do twarzy

Moją ukochaną maseczką i ponadczasowym must have jest i będzie Hydrachange Kanebo. Wszystko inne jest poza. Od maseczki KORA oczekiwałam wszystkiego tego co obiecuje. Czyli poza nawilżeniem, bardzo lekkiego złuszczenia (nie stosuję peelingu na twarz ani szyję ani dekolt). KORA obiecuje też oczyszczenie czyli właściwie wszysktkie zabiegi pielęgnacyjne w jednej morskiej tubce. Mam normalną cerę - latem mieszaną. Wrażliwą ale nie ultra wrażliwą. No i jestem maniaczką nawilżania. Maseczka KORA trochę rozczarowuje. Za sprawą obietnic. Niczego nie robi naprawdę porządnie. Wrażenia oczyszczenia nie ma. Lepiej sprawdzają się glinki (w moim przypadku). Wrażenia złuszczenia też nie. Skoro tak dzieje się w moim przypadku - dziewczyny z cerą tustą nie będą zadowolone (jesli oczekują oczyszczenia). Efekt nawilżenia jest ale nie tak mocny jak bym tego oczekiwała. Nie mam przesuszonej skóry. Nie walczę też ze zmarszczkami (na szczęście). Ale to co mam to porównanie z innymi maskami. Nie tylko z wiecznie- panującą Kanebo Hydrachange. Także z Sisley i Guerlain. KORA nie jest maseczką tanią stąd mam prawo do pewnych pczekiwań i one się nie spełniają. Filozofia marki to kosmetyki multifunkcyjne ale w przypadku tej maseczki multifunkcyjność sprowadza się do jakiegoś nawilżenia. Nie mówię że jest ono złe czy nawet niewystarczające. Jest nieadekwatne do obietnic i pozbawione towarzystwa złuszczania i oczyszczania. W sferze pielęgnacji mam jedną zasadę. W nic nie wierzę z góry. Zawsze weryfikuję. Weryfikacja to zasada dwóch Z - zachwyt albo zawód. Tutaj zawód. Opakowanie niezmiennie mi się podoba, ale nie ma w nim tego na co czekałam. Używam tego produktu od: kwiecień 2014 Ilość zużytych opakowań: jedno opakowanie