Clinique Repairwear Uplifting, Firming Cream Dry Combination to Combination Oily Nawilżający krem do twarzy

Krem zamknięto w ładnym, minimalistycznym opakowaniu. Konsystencja kosmetyku jest bardzo przyjemna, ani zbyt rzadka, ani zbyt zbita. Można go bez problemu delikatnie rozprowadzić po twarzy. Krem w opakowaniu jest biały, jednak już przy rozprowadzaniu na skórze przestaje bielic, widać za to dużo rozświetlających drobinek w odcieniu różowego złota. Nie są one bardzo wyraźne i nie jest to typowy brokat, ale szczególnie w słońcu z bliska jest to zauważalne. To taki efekt jak często pojawia się w bazach rozświetlających pod makijaż. Krem ma wyczuwalny zapach, dość perfumowany. Ja wyczuwam go na twarzy jeszcze po aplikacji. Czy zostawia nawilżoną cerę? Jak najbardziej. Czy nadaje się do cery mieszanej? W moim przypadku nie bardzo. Z czasem cera coraz bardziej się wyświeca, czuję ciągle, że kosmetyk "leży" na mojej twarzy, jakby nie chciał się do końca wchłonąć. Roluje się, szczególnie na skroniach. Nie lubi się ze wszystkimi podkładami (przez to rolowanie). Na plus, że mnie nie uczulił ani nie podrażnił. Obietnic producenta jest bardzo wiele. Przy stosowaniu do ponad 6 tygodni nie zauważyłam specjalnie większego napięcia czy wygładzenia skóry. Czy wzmacnia skórę i zapobiega zmarszczkom? Być może tak, jednak trudno jest mi to ocenić. Zawiera wyciągi z roślin, mi.in. z alg, co na pewno zaliczam na plus. Za 50 ml produktu bez promocji musimy zapłacić w okolicach 400 zł. Uważam, że jest to całkiem sporo, a efektu "wow" zdecydowanie brak, dlatego mimo ogólnej sympatii do marki nie zakupię go ponownie.

Krem przyjemnie się nakłada, bo ma fajną konsystencję, a też całkiem przyjemny, delikatny zapach. Niestety z moją skórą się nie zgrał, miałam wrażenie lepkiej skóry, bo na mnie dość słabo się wchłania i roluje. Zużyłam do końca (wydajny jest, fakt), ale niezgodnie przeznaczeniem, bo nie mogąc stosować na twarz i dekolt smarowałam nim głównie na łokcie i kolana.