Pfffffff...
W gruncie rzeczy, na pełnym dezaprobaty wyrazie dźwiękonaśladowczym zawartym przeze mnie w tytule mógłbym poprzestać. Jednak szanując uzasadnione oczekiwania czytających tę recenzję, głodnych detali, zmuszę się i rozwinę tę myśl, choć proszę mi wierzyć, wysiłek to iście tytaniczny. Na samo bowiem wspomnienie tego zapachu mam przed oczami mroczki:o
Zacznijmy jednak od początku, czyli nazwy - \'Hippie Princess\'. Skąd pomysł? Do czego ma ona nawiązywać? Bo sądząc po zawartości, raczej nie do zapachu dla potencjalnej hipiski, kontestującej rzeczywistość przy dźwiękach pokrytego \'patyną\' głosu Janis Joplin. Jakoś nie widzę związku pomiędzy nieco odrealnionym dzieckiem-kwiatem, wołającym: \'Make love not war\' (gdy tymczasem nad wietnamskimi wioskami pada deszcz z napalmu), a tą ulepną miksturą, zdolną zemdlić nawet takiego jak ja łasucha.
I choć fascynacja ruchem hipisowskim nigdy mnie nie dosięgła, jednak nawet powierzchowne wyobrażenie na temat wizerunku członków tej subkultury w żaden sposób nie klei się z tym, co pod wspomnianą nazwą serwuje nam Vera Wang. Kojarzy mi się on bowiem z umiłowaniem naturalności, idącej w kierunku rozmaitych bylin i zieleniny, jak również kwiatami oraz smugą tytoniowego (i nie tylko tytoniowego) dymu wplątaną w długie, rozpuszczone włosy. Hippie Princess zaś to infantylna małolata, która na pytanie o Doors\'ów, czy Hendrixa robi wielkie oczy, za to na jednym wdechu wymieni wszystkie single Justina Bi(m) bera oraz Miley Cyrus. Może i nie wie, kim był John Lennon, grunt, że kolejne \'sweet focie\' wrzucane przez nią na Fejsa w oka mgnieniu dostają wystarczającą ilość \'lajków\'.
Wszystkie bez wyjątku komponenty zapachu, wśród których wymienia się m.in. mango, lotos, frezję, czy morelę drą po kościach horrendalną słodyczą, wprost niemożliwą do przełknięcia, przed którą Towarzystwo Stomatologiczne powinno ostrzegać, jako przed trucizną wziewną z miejsca wywołującą próchnicę.
Pojęcie projekcji w tym przypadku właściwie nie istnieje, gdyż poszczególne nuty, przesłodzone i trywialne, od początku do końca grupowo taplają się w lepkiej owocowej pulpie, nie oferując niczego więcej jak permanentną zgagę.
I na domiar złego flakon... Być może wpasowujący się w gusta dziewczynek w wieku komunijnym. O, chyba znalazłam grupę docelową odbiorców tego pachnidła;) Przy czym jak mniemam, 9-letnie dzieci z powodzeniem obejdą się bez perfum za niemal 300 zł. Zgroza...
Używam tego produktu od: Testy
Ilość zużytych opakowań: ...