Chciałam na urlopie w lato zaszaleć i kupiłam sobie tę farbę z myślą o kolorowych końcówkach(lubię kolorowe włosy, ale z racji pracy nie szaleję z trwałymi koloryzacjami ;)). Oglądając na pudełkach obiecywane efekty kolorystyczne zdecydowałam się na farbę Live w kolorze Shocking Pink.
Moje włosy są w naturalnym kolorze średniego brązu z nieco jaśniejszymi refleksami na wierzchu(od słońca). Nie licząc zabaw szamponetkami(które wymywały się u mnie po dwóch myciach) nigdy nie farbowane czy rozjaśniane. Według pudełka miał wyjść na nich kolor wiśniowo-burgrundowy i rzeczywiście tak jest-na moich włosach to bardziej nadanie takich tonów niż wyraźniej barwy, zaś tam gdzie włosy są od słońca jaśniejsze wyszedł mi mocniejszy róż.
Jednak sam efekt to nie wszystko.
Farba chwyta bardzo słabo.
Pierwsze dwa razy trzymałam na samych końcówkach po kilka minut(bałam się za mocnego efektu i trzymałam krócej, nigdy wcześniej nie traktowałam włosów produktem tego typu), jednak tylko gdzieniegdzie na refleksach miałam jakiś poblask różu. Normalna kobieta by się poddała, ale ja koniecznie chciałam mieć różowe końcówki i jednocześnie zużyć pozostałe pół opakowania. Więc gdy siedziałam na chorobowym poszłam na całość-umyłam włosy zwykłym szamponem oczyszczającym, odcisnęłam w ręcznik, rozczesałam i związałam w kitkę. Całą kitę pokryłam konkretnie farbą i trzymałam to ok. 15 minut pod folią. Wtedy coś rzeczywiście chwyciło choć też nierówno-te grubsze i mocniejsze włosy od karku praktycznie nic nie znać, barwny efekt uzyskałam po jednej stronie z wierzchu. Mi jednak ten chaotyczny miszmasz całkiem się spodobał, takietroszkę szalone messy hair, choć bardziej bym się cieszyła jakby po obu stronach ładniej załapało, a nie tylko po jednej.
Ogólnie spodziewałam się, że trwałość nie będzie do obiecywanych 15 myć, ale oczekiwałam około 7-8, tymczasem ta farba wymyła mi się praktycznie do czysta po dwóch. No bardzo szkoda. Ale to bym jeszcze wybaczyła i potraktowała jako kolorową zabawkę na chwilową poprawę humoru.
Ale nie mogę wybaczyć temu kosmetykowi jednego.
Bardzo nadwyrężył moje włosy-zdrowe, zadbane i praktycznie bezproblemowe, mogłam je umyć samym szamponem i były ładne, nie pamiętam jak to mieć rozdwojone czy połamane włosy. A po tej koloryzacji końcówki mam praktycznie do ścięcia-suche, sianowate, podczas mycia dziwnie się ciągną(zrozumiałam pojęcie włosów ciągnących się jak guma), ledwo mogę je rozczesać. Ładuję w nie tony odżywek, masek i kremu wygładzającego, aby oblepić, zapobiec temu, aby zniszczenia nie poszły dalej, bo przez obecną sytuację ciężko jest umówić się do fryzjera ;)
Jednak dla chwilowego efektu to wolę kupić kolorowe pasemka na odpuście i doczepiać, za bardzo lubię moje naturalne, zdrowe i ładne włosy :)
Z plusów mogę dodać, że krem koloryzujący ma fajną konsystencję-gęstą, nic nie ścieka. Nie śmierdzi. Szybko i łatwo wszystko idzie, nie trzeba nic mieszać czy rozrabiać, z tubki wyciskamy od razu gotowy do koloryzacji krem.
Mocno barwi skórę i wannę, jeśli zabrudzicie się to jak najszybciej wyszorować, bo dosyć mocno się wżera :) Bałam się, że będzie brudzić ręczniki, ale jeśli dokładnie się wypłukuje włosy to nic takiego się nie zdarza.
Odżywka(i to dwie saszetki, miło) dołączona do farby to na pewno jakiś Gliss Kur, pewnie ten czerwony. Moje włosy nie lubią odżywek Gliss Kura, tej także nie polubiły, ale, że to dodatek to nie będę uznawać tego za wadę.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie