John Galliano Parlez-Moi d'Amour Eau Fraiche EDT 

Tester tej wody otrzymałam w prezencie. Uroczy flakonik - koperta ze znaczkiem, pistacjowy kolor we flakoniku - nasunęła mi się taka oto myśl będzie to lekki owocowy mix z przewagą cytrusów. A tu miła niespodzianka dla mnie. Jest w tej wodzie słodycz ale przełamana lekko-pikantną nutą. Składowe tej wody imbir, grejpfrut i jaśmin tworzą na mojej skórze świdrująco - musujący woal. Intrygująco i cierpko. Ale zapach rozwija się, łagodnieje, nuty kwiatowe na piżmowym podszyciu dodają tej wodzie słodyczy i ciepła. Woda nie grzeszy trwałością ale to zapach na wiosnę i lato, na upalne dni gdy słońce świeci i relaks - nęci i kusi. Zapach pozwala na chwilę wytchnienia i orzeźwiającego chłodu. Jest w tej wodzie taka delikatna wodna nuta która pozwala poczuć się świeżo i beztrosko. Przyjemnie.

gdy użyłam tych perfum na nadgarstku, natychmiast przypomniał mi się wierszyk dla dzieci następującej treści: "Paweł i Gaweł w jednym stali domu, Paweł na górze a Gaweł na dole; Paweł, spokojny, nie wadził nikomu, Gaweł najdziksze wymyślał swawole(...)". w tym zapachu to grejpfrut jest Pawłem, a imbir Gawłem. grejpfrut jednostajnie trwa i trwa. pojawia się jaśmin, jakaś róża miga tu i ówdzie, porzeczka, coś zielonego (mniemam, że cyprys) - a grejpfrut niezłomnie trwa. nie przeobraża się, nie ewoluuje. zaś imbir robi nam tu niesamowite historie. na początku jest gorzki, później musujący, następnie szczypie w nos, świruje. osacza, jest niespokojny. mam wrażenie, że chce mnie jednak zdenerwować ;) . po 4 godzinach kończy się ta zielona rymowanka. Gallianowskie perfumy ą fresz nie są nudne. nie są w stylu tych wszystkich świeżaków a 'la CK, czy Light Blue. trwałość dobra - kilka godzin, projekcja raczej słaba.

Taki sobie... W zasadzie nic więcej nie da się o tym zapachu napisać. Nie porywa, nie jest odkrywczy, nie powala kompozycją. Jest na pewno świeży i zdecydowanie na wiosnę/lato. Na skórze dominują grejpfrut, cyprys i porzeczka... z przewagą tej ostatniej - czują ją wszyscy dookoła. Nie jest to jednak porzeczka rozumiana jako naturalny zapach owocu, a raczej jej chemiczna i syntetyczna odmiana. Przy skórze dopiero czuć inne składowe kompozycji - na ciele bardzo uwydatniają się imbir i jaśmin. Mimo, że jestem fanką i porzeczki i jaśminu w perfumach - tu coś jest z nimi bardzo nie tak. Nie są naturalne, a stanowią chemicznie wyprodukowany substytut, co czuć bardzo mocno. Trwałość jak na edt bardzo dobra - kilkugodzinna.