Dr Paw Paw Tinted Ultimate Red Balm Uniwersalny balsam w kolorze czerwonym

Ostatnio zaczęłam więcej przyglądać się kosmetykom i testować nowości, czy też wiralowe produkty. Tym razem postanowiłam zaprzyjaźnić się z uniwersalnym balsamem w kolorze czerwonym (też neutralnym) Dr Paw Paw, który zakupiłam w TK MAXX. Dla mnie to kompletna pomyłka, próbowałam go stosować przez dwa tygodnie i chyba nie będę próbować więcej. Niestety obiecanki producenta w moim przypadku się nie sprawdziły. Szukałam plusów, aby nie pluć sobie w brodę, że zmarnowałam pieniądze. Uff… znalazłam dwa: jest bardzo ładne i estetyczne opakowanie oraz nadaje delikatny czerwony/wiśniowy kolor ustom. Ale… kolor bardzo słabo się utrzymuje. Gdy się czegoś napijemy, cały balsam zostaje na szklance, filiżance... Próbowałam też zgodnie z informacją producenta zastosować jako róż. Porażka, bo balsam jest gęsty, kleisty i nawet po jego długim wklepywaniu jest dalej lepki i włosy się przyklejają do policzków. Nie zauważyłam zbytnio pielęgnacyjnego działania, może lekko nawilża na chwilę. A najgorsze z tego, jest poczucie jakie się ma na ustach po nałożeniu produktu. Za każdym razem myślałam, że nałożyłam przeterminowany produkt, albo najgorszej jakości wazelinę. Data ważności jest do czerwca 2027 r. Zdecydowanie nie polecam.

Kupiłam ten produkt w Rossmannie na wyprzedaży. Już wcześniej słyszałam o tej firmie więc spodziewałam się dobrych efektów. Producent zapewniał, że jest to nawilżający balsam z właściwościami kojacymi, ale nie do końca się to sprawdza. Usta pozostają nawilżone przez krótką chwilę. Zdecydowanie nie jest to pomadka, dla kogoś kto ma suche usta z tendencją do pękania. Opakowanie wygląda zachęcająco, jest przyjemne dla oka. Widoczny jest na nim napis cruelty free co jest dla mnie dużym plusem. Z rzeczy na plus, to warto podkreślić, że faktycznie nadaje kolor na usta. Jest to delikatna czerwień wpadająca w wiśniowy odcień. Można przyciemnić barwę poprzez użycie większej ilości produktu. Producent sugeruje użycie jej jako różu do policzków. Zrobiłam to, ale nie byłam jakoś zachwycona efektem. Żeby cokolwiek było widać trzeba było użyć dużej ilości pomadki. W wyniku tego policzki były kleiste i zaledwie podmuch wiatru powodował, że przyklejały się do nich włosy. Co do trwałości koloru na ustach to też szału nie ma, gdyż wystarczy się napić wody, a cała barwa znika. Jeżeli miałabym wymienić jeszcze jakąś dobrą stronę to byłby to rozmiar pomadki, gdyż jest bardzo poręczna i pasuje do każdej torebki. Gdy się jej używa warto jednak mieć przy sobie lusterko, gdyż "idąc na czuja" można niedokładnie ją rozpowadzić lub wyjść poza linię ust. Wszelkie nieumiejętne aplikacje produktu będą od razu widoczne dzięki temu, że jest on barwny.

Produkt ma dość gęstą konsystencję i jest mocno napigmentowamy, przy nałożeniu zbyt grubej warstwy usta wyglądają jakby były pokryte kolorowym roztopionym woskiem. Na szczęście łatwo można ściągnąć palcem nadmiar produktu. Balsam pięknie wygląda po wklepaniu małej ilości w usta lub policzki. Wtedy daje pastelowy kolor I zdrowy błysk. Nie zauważyłam zbytnio pielęgnacyjnego działania, może lekko nawilża na chwilę.

Uległam entuzjastycznym recenzjom blogerek i postanowiłam spróbować balsamu Pawpaw, który ma już miano kosmetyku kultowego. Long story short: to w zasadzie pomadka w tubce. Niestety nie zauważyłam żadnego efektu pielęgnacyjnego -nie nawilża, nie natłuszcza, nie wygładza, za to osadza się nierównomiernie na wargach i podkreśla suchsze miejsca. Usta przesuszały mi się podczas jego stosowania szybciej niż podczas używania innych balsamów, a nawet nie używania niczego -niezależnie od częstości peelingowania. Niestety jako róż również nie zdał egzaminu -jest na tyle lepki, że nawet po nałożeniu cienkiej warstwy przyklejały się do niego włosy. Po kilku tygodniach szukania sposobu na ten kosmetyk skapitulowałam i oddałam znajomej, która też miała ochotę go wypróbować. Z tego co wiem, po wykończeniu tubki, już do niego nie wróciła.

Produkt kupiony w promocji. Już wcześniej bardzo ciekawiły mnie balsamy do ust z tej serii (jako, że szukałam „tego jedynego” do ochrony zima) i skusiłam się patrząc na piękne opakowania, zachęcający opis i przystępna cenę w promocji. Produkt daje piękny błysk i cudowny kolor ( w zależności ile nałożymy tak intensywny będzie). Czasami trzeba pomoc i rozprowadzić go równomiernie palcem żeby w każdym miejscu był ten sam poziom kolory „bez smug”. Mam wrażenie ze nie nawilża ani nie odżywia zostawiając po wchłonięciu dziwną teksture na ustach. Liczyłam na chociaż delikatny, owocowy zapach jednak ma subtelny zapach starego kosmetyku w moim odczuciu. W tej cenie można znaleść dużo lepsze odpowiedniki

Balsam Dr paw paw w kolorze czerwonym chciałam już dawno przetestować .wreszcie trafiła się promka i był dostępny za 10zl.do wyboru były różne wersje kolorystyczne.wygralam czerwony. Produkt zapakowany jest w kartonik,balsam znajduje się w plastikowej czerwonej tubeczce o pojemności 10ml.zauwazylam że jest to produkt wydajny wystarcza odrobina by pokryć usta .zastosowanie tego kosmetyku jest różne stosujemy go na usta a nawet policzki. Nie czuję bynkial zapach ma konsystencję olejkowata gęsta,kolor czerwony W składzie znajdziemy sfermentowany ekstrakt z papai.i inne olejki .ja mam usta potrzebujące nawilżenia .w tej roli balsam sprawdza się świetnie.rzecstwiscie odżywia i nawilża usta i to nie tylko ja chwilę.dodatkowo pozostawia kolor na ustach .wygląda to całkiem ładnie.ogolnie polecam wypróbować może skusze się kiedyś na inną wersję kolorystyczna jak będzie na promce .

Powyższy balsam znalazłam w kalendarzu adwentowym i choć zwlekałam z jego użyciem kilka miesięcy, tak teraz się z nim nie rozstaje. Nie znałam wcześniej marki Paw Paw, nic z niej nie miałam tym bardziej ciekawa byłam produktu. Balsam to malutka, poręczna tubka, elastyczna co dobrze się składa bo produkt jest dość gęsty i zbity, więc trzeba za każdym razem mocniej ścisnąć by ten balsam wycisnąć. Generalnie opakowanie w formie tubki jeśli chodzi o balsam do ust nie jest moim faworytem, ale usprawiedliwia go wręcz ogromna pojemność - mamy tu 25 ml (!). Wydajność jest kosmiczna używam na co dzień kilka razy od 2 miesięcy i praktycznie nie zauważyłam zużycia. Balsam jest bezzapachowy, jak wspomniałam dość gęsty w formie typowo wazelinowej jednak podczas aplikacji na usta przyjemnie się rozprowadza a zazwyczaj wysuszona skóra moich ust chłonie każdą warstwę. Rozprowadza się fajnie, jak nieco gęstszy, bogatszy balsam do ust czy pomadka ochronna. Całkowicie mi to odpowiada, bo tego szukam w produktach do ust, formuła nie jest tępa czy lepiąca, 'nosi się" go całkowicie komfortowo. Uczucie ukojenia czuć od pierwszych sekund po aplikacji - usta przestają być spięte, suche a podczas kilku pierwszych użyć problem szorstkości ust i skórek pożegnałam całkowicie. Podczas całego czasu używania czyli niecałych 2 miesięcy, moje usta wreszcie są w świetnej kondycji, są odpowiednio nawilżone, gładkie każda matowa pomadka wygląda na nich lepiej. Usta po takim czasie używania zauważalnie się zregenerowały i są miękkie jak poduszeczki. Nie sposób nie wspomnieć o tym, że balsam jest koloryzowany żywą, jaskrawą czerwienią, która ślicznie podkreśla naturalny kolor ust. Co prawda efekt na ustach nie jest już tak intensywny i mocny jak na swatchu, na ustach widać może z jakąś połowę tej czerwieni jednak fakt, że podkreśla usta na ten kolor i nadaje im wyrazu i lekko je koloryzuje całkowicie mi wystarcza. Jednak na balsam do ust z koloryzującym tintem to pigment jest jeden z intensywniejszych, kolor podczas noszenia się nie rozwadnia, nie ucieka z ust, nie migruje poza kontury. Nie stosowałam produktu wykorzystując go jako kremowy róż do twarzy bo nie przepadam w cieplejsze dni za kremowymi kosmetykami do makijażu ale jeśli ktoś lubi to podjerzewam, że będzie ciekawy szczególnie przy cerze suchej. Pierwsze spotkanie z Paw Paw uważam za całkowicie udane, chętnie sięgnę po kolejny produkt z tej marki. Jestem całkowicie zadowolona z efektu pielęgnacyjnego - koi delikatną skórę ust, zapobiega wysuszeniu, chroni przed wiatrem. Pożegnałam suche skórki i spierzchnięte usta. Tak lubię efekt nawilżenia jaki daje ten balsam, że mimo tintu stosuję go również przed pójściem spać. Jakościowo nie widzę w nim żadnych minusów, a jeśli dochodzi do tego ogromna wydajność to tym bardziej polecam.

Tego balsamu można używać jako różu lub balsamu do ust, nie podoba mi się nakładanie go na usta, ponieważ nie wygląda to zbyt ładnie i wysusza usta, ale uwielbiam go jako róż. Nakładam go pędzlem, palcem lub gąbeczką i wygląda bardzo ładnie. Jedyne z czym trzeba się liczyć to mokry, lekko tłustawy połysk, która daje. Niezbyt mi się on podoba, więc po prostu go pudruję i wygląda wtedy jak zwykły matowy róż.

O tym balsamie dowiedziałam się z kanału Alexy Chung, która używa go praktycznie ciagle. Zachęcona jej komentarzami zakupiłam balsam na promocji za Ok. 10 zł. Opakowanie to tubka, ze ściętą, płaską końcówką. Balsam należy wycisnąć na palec, a następnie wklepać w usta, policzki czy co tam chcemy. Jest bezzapachowy i wegański. Świetnie nawilża, przyjemny, czerwono-różowy kolor, którego intensywność można stopniować. Ale - Czasami brzydko się zjada, gdy jest na ustach. Dlatego używam go głównie rano, później dokładam zwykły balsam do ust. Jest bardzo wydajny. Zakupiłam go około maja tego roku, do tej pory przy prawie codziennym użytkowaniu nie jestem nawet w połowie. Nakładając na policzki trzeba go dobrze wklepać, najlepiej poprawić pędzlem i gąbką. Używam go jako tint lub balsam do ust.

Skusił mnie tym, że miał delikatnie koloryzować, i tym samym odrzucił. Chciałam wykorzystać go jako delikatny tint, ot, balsamik codzienny, który doda ustom, a czasem też policzkom, trochę koloru. Niestety, kolor rozprowadzał się nierównomiernie, albo się mazał, wyglądało to nienaturalnie. Dlatego po kilkukrotnym użyciu został przeze mnie porzucony. Nawet nie zdążyłam sprawdzić, jak jest z jego właściwościami nawilżającymi i pielęgnacyjnymi, ponieważ przez ten obrzydliwy efekt koloryzujący nie używałam go dostatecznie często, żeby zauważyć jakieś zmiany.