Perfumy te, o pojemności 100ml, otrzymałam w prezencie. Był to jeden z zapachów na mojej liście ''must-have'', mimo że nigdy nie testowałam go na nadgarstku. Intuicja podpowiadała mi, że to będzie ''to''. No i jest <3.
Kocham słodkie zapachy, lecz nie mogą być zbyt słodkie i zbyt mocne. Wszystkie perfumy, które posiadam na głównej półce, są typowymi dzienniakami (no może z wyjątkiem Black Opium, pasującego zarówno na dzień, jak i na wieczór). Mam jeszcze perfumy, które używam rzadko lub wcale i są to właśnie te za mocne, za słodkie, nie w moim guście. Trudno mi dogodzić. Ale da się, co udowodnił Hugo Boss :). W tym pięknym flakonie, znajdują się tylko cztery nuty zapachowe, choć tak dobrze dobrane, że naprawdę ciężko w to uwierzyć. W głowie znajdziemy brzoskwinię i frezję. Zdecydowanie najbardziej wybija się tutaj soczysta, świeża brzoskwinia z lekkim niuansem kwiatowym w tle. Długo to nie trwa, bo w zaledwie kilka minut ta świeża i soczysta brzoskwinia, staje się brzoskwiniową galaretką z proszku, czyli sercem zapachu. To zapewne zasługa osmantusa, pachnącego podobnie do jaśminu, czyli słodko, intensywnie i wręcz dusząco. Spokojnie... W całej tej kompozycji nie ma niczego duszącego - wszystko jest idealnie wyważone. Na koniec błogość, czyli baza zapachu. Kakao łączy się z brzoskwiniową galaretką, tworząc galaretkę polaną gorzką czekoladą. Przypomina mi to nieco słynne (przynajmniej w moim rejonie) galaretki w kształcie kawałków pomarańczy, polanych czekoladą, tylko że zamiast pomarańczowego smaku, jest brzoskwiniowy. Ta końcówka ma mleczny/laktonowy wydźwięk, nieco pudrowy nawet. Nie da się ukryć, że kompozycja oparta jest na pysznej brzoskwini, która w początkowej fazie nie przypomina w ogóle tej z końcowej i na odwrót. To perfumy dla kobiet o niesamowitej wrażliwości, zmysłowych i przede wszystkim skromnych. The Scent nie jest tzw. ''killerem'', nie powali nas swoją mocą. On będzie trzymał się blisko skóry, dając o sobie znać tylko tym osobom, które się do nas zbliżą na mniej niż pół metra. Nie pozostanie też z nami na cały dzień. Na skórze wytrzymuje 4 godziny, maksymalnie 5. Na ubraniach o godzinę lub dwie dłużej. A najlepsza pora roku dla niego, to wiosna, choć latem układa się w równie cudowny sposób. To jest to, czego szukałam <3. Perfumy delikatne, nienachalne - słodkie, ale wyważone. Zlewają się ze mną na tyle, że prawie przestaję je czuć już po godzinie. Ale wiem, że one tam jest i wiem, że czują go inni :). Oficjalnie zostają moim hitem!
Opakowanie początkowe to kartonowe pudełko w bardzo ładnym kolorze ''nude''. To jakby połączenie pudrowego różu z jasnym brązem. Do tego te połyskujące, złote napisy... Coś pięknego. W środku znajduje się masywny, ciężki, szklany flakon, który jest całkowicie przezroczysty. Mamy na nim wklęsły napis ''Boss'', a tuż obok (patrząc oczywiście na wprost) napis ''Hugo Boss'' w kolorze przypominającym kolor kartonowego pudełka. Pod spodem napis ''The Scent'' jest bardzo podobny. Zatyczka (dosyć ciężka jak na tę część) jest z wierzchu metalowa i ma złoty kolor. Na niej, po obu stronach, również znajdziemy wklęsłą nazwę marki. Najbardziej zaskakujący, przy pierwszym użyciu, był dla mnie ten świetnej jakości atomizer. Działa on tak satysfakcjonująco, że mam ochotę naciskać go bez przerwy :D. Wypuszcza niesamowicie lekką mgiełkę, a robi to tak gładko, że aż koi moje zmysły. No uwielbiam <3. Pojemność mojej wersji, jak już na samym początku wspomniałam, to 100ml. Jest on dostępny również w wersji 30ml oraz 50ml.
Zalety:
- Przepiękny, subtelny, wyważony zapach, który zlewa się ze mną, jak żaden inny