Tom Ford Jasmin Rouge EDP 

Absolutnie kocham jaśmin w perfumach, obsesję mam tak dużą,że potrafię przeglądać fora internetowe i wyszukiwać coraz to nowszych zapachów,choć moja toaletka ma ograniczoną pojemność. Zapach Tom Ford nie jest zapachem nowym,jednak podobnie do koleżanki z poprzedniej recenzji zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia już dawno temu. Niby nie rozumiem obsesji bardzo drogimi markami i płacenia milionów monet za perfumy,a z drugiej strony szukam okazji aby samemu je mieć. Fascynację Jasmin Rouge przyrównałabym do tej ,kiedy pierwszy raz powąchałam La Tosca od Xerjoff i przeszukałam czeluści internetu aby kupić w nieco niższej cenie egzemplarz z uszkodzonym kartonikiem za to w pełni zafoliowany i bez skazy . I o ile Xerjoff to klasa i trwałość, której nie da się pobić o tyle zapachy Tom Ford niestety nie mogą się nawet równać. Cóż posiadam Lost Cherry,posiadam Jasmin Rouge i choć kocham tee zapachy to boli mnie serce,że dosłownie znikają one w ciągu kilku godzin. Zapytacie co więc tak bardzo zauroczyło mnie w jaśminowej odsłonie? No właśnie ten jaśmin majowy,taki jak w polskim ogrodzie,inny niż ten z Capri od Carthusia,inny niż ten z Taorminy (oba były kupione już po Tomku, szukając alternatywy),jaśmin który znalazłam w balsamie Korres, powiem uczciwie to najpiękniejsza wersja jaśminu,jaki znam w perfumach. Osobiście bardzo dobrze się w nim czuję ,to jest "mój"zapach,ale biorąc pod uwagę cenę w certyfikowanych perfumeriach raczej ponownego zakupu nie dokonam, biorąc pod uwagę trwałość czy raczej ulotność. Jeśli jednak kochacie jaśmin a zasób waszych portfeli pozwala na takie szaleństwo - idźcie w to! Ps. Opakowanie Jasmin Rouge podoba mi się bardziej od Lost Cherry choć sam flakon jest identyczny tylko kolorystyka i znacznie mi się podoba.

Kiedy pierwszy raz powąchałam Jasmin Rouge, stwierdziłam, że żyć bez niego nie mogę i MUUUUUUSZĘ go mieć. Ja naprawdę uwielbiam wszelkie wariacje na temat jaśminu. Przez jakiś czas po zakupie trwałam w stanie upojenia podobnym do pierwszego etapu zakochania. W tym zapachu było wszystko: i letnie noce nad jeziorem i obietnice jakichś cudowności niesprecyzowanych, odległych, magicznych. Taki jaśminowy sen nocy letniej. A potem nagle wszystko się skończyło. Czar prysł, perfumy zostały. Niby nadal raz na jakiś czas używam, niby ładne, ale nie pamiętam, co mnie aż tak w nich zauroczyło. Na plus liczę to, że jaśmin jest tu znacznie mniej oczywisty niż w A La Nuit SL, jest dużo świeższy i mniej duszący. Jaśmin rzeczywiście dominuje, ale pozwala innym nutom dojść do głosu.

Recenzja ta powstała dzięki, dobremu sercu mojej X, która kocha ten zapach i na pewien czas wymieniła się z mną innymi perfumami. Dlatego też mogę tyle pisać o perfumach. Często tak robimy. Zdecydowanie zapach ten jest bardzo jaśminowy i nuta ta dominuje od początku do końca. Gdy użyję Jasmin Rouge, na początku czuć też ylang-ylang, cytrusy, bergamotkę, cynamon i wanilię. Z kolei gdy perfumy się uspokoją, można wyczuć, ambrę, imbir kardamon, szałwię jak i trochę cytrusów i wanilii. Zapach ten cały czas jest ciepły, kwiatowy, drzewny, bardzo kobiecy ale i także świeży. Perfumy te są dobre na każdą porę roku jak i dnia. Są śliczne ale mają jeden mankament. Ich trwałość jest przeciętna. Z kolei flakon to małe arcydzieło kolorystyczne. Piękny bordowy kolor skrywający jaśminowy zapach. Oceniam je na 4 ale jeśli głównie bym miała brać pod uwagę trwałość, utrzymują się do 4 godzin to byłoby 3 - gwiazdki