Czego oczekuję od mydła do rąk- Tak naprawdę dwóch rzeczy. Aby nie wysuszało mi dłoni oraz aby miało przyjemny dla nosa zapach. Do tego fajnie jak jest wydajne i niedrogie.
Analiza składu – Po wodzie mamy popularną w produktach myjących substancję jaką jest kokamidopropylobetaina, może lekko przesuszać, ale poza tym jest w porządku dla naszej skóry, więc bezproblemowe dłonie nie powinny narzekać. Kolejne są naturalne, lekkie detergenty, które nie powinny wyrządzić skórze żadnej krzywdy. Zaraz po nich gliceryna. Dalej emulgator (roślinny), kwas mlekowy, który wykazuje działanie nawilżające. Już przy końcu znajdziemy ekstrakty zapachowe, łagodząco działające allantoinę i pantenol. Na samym końcu jest jeszcze cytryna oraz linalol, który charakteryzuje się konwaliowym zapachem.
Skład – jak zawsze w przypadku Yope – bazujący na słabszych detergentach i unikający składników silnie oczyszczających i wysuszających.
Opakowanie, konsystencja, zapach – Połlitrowa, ciemna plastykowa butla z wygodnym dozownikiem. Ten się nie zacina, nic z niego nie cieknie (rok temu miałam mydło Yope z serii zimowej i niemożliwie wręcz sączył się z niego płyn, jestem pewna, że tak ¼ produktu mi się przez to zmarnowała).
Na charakterystycznej etykietce tym razem widzimy szopa, który jak nic urwał się z jakiegoś cyrku. Zabawne wzory może zachęcą do stosowania z mydeł dzieci, którym ta podstawowa higiena lubi się czasem zapomnieć.
Konsystencja typowo żelowa, lekko pieniąca się.
Zapach mi nie podpasował. Jest typowo ziołowy. Oczywiście, spodziewałam się tego – wszak mydło szałwiowe – ale sądziłam, że ten zielony kawior trochę jednak ten typowo aptekarski aromat przełamie. Niby przy mocniejszym zaciągnięciu się zapachem można wyczuć delikatną, orzeźwiającą nutę, ale to za mało. To ogólnie przyjemny zapach, ale nie pasuje mi on w mydle. W tego typu produktach wolę jednak inne aromaty.
Działanie – Podobnie jak poprzednie mydła tej marki, które miałam już okazję wypróbować, to również dobrze myje dłonie, niepotrzebnie ich nie wysuszając i pozostawia na nich delikatny zapach. O ile w przypadku werbeny i pierwszej zimowej edycji tego produktu aromaty odpowiadały mi stuprocentowo, tu już ta ziołowa nuta nie znalazła mojej akceptacji, ale to kwestia gustu, więc jeśli Wam się spodoba to na pewno będziecie bardzo zadowolone.
Mydło jest bardzo wydajne, pół pompeczki wystarczy by dobrze umyć i oczyścić ręce jednocześnie nadając im zapachu. Jest opcja, że w połowie opakowania zaczęłam już jednak wylewać go na dłonie trochę więcej, bo chciałam, żeby szybciej się skończyło i żebym mogła otworzyć nową buteleczkę, z bardziej odpowiadającym mi zapachem. Ale mogę dzięki temu powiedzieć, że nawet przy sporej ilości produktu na dłoniach, detergenty w nim zawarte są na tyle delikatne, że żadne przesuszenie nie występuje, zatem tym bardziej mogę potwierdzić jedną z największych – obok zapachów – zalet mydeł Yope ;)
Oczywiście, nie jest to produkt, który Wam nawilży wybitnie dłonie, odżywi, wygładzi i jeszcze dodatkowo obierze ziemniaki na obiad. To mydło – umyje dłonie. I jasne, jako na tego typu produkt może wydawać się, że cena jest trochę wysoka. Ale ma ono naprawdę świetną wydajność, dobry jak na tego typu kosmetyk skład, nie wysusza dłoni i jeszcze, jeśli traficie z zapachem, to już w ogóle mamy do czynienia z mydłem idealnym. Poza tym, klasyczne wersje zapachowe można kupić też nie tylko w butelkach z pojemnikiem, ale też jako uzupełniające wkłady, które mają tę samą pojemność, a są o kilka złotych tańsze.
Zalety:
- zerowe wysuszanie dłoni
- fajny skład
- przyjemna dla oka szata graficzna opakowania, do tego nie zacinająca się pompka, która wydobywa mydło z butelki do ostatka
- wydajność
Wady:
- mnie średnio przypasował ziołowy zapach, ale to wyłącznie kwestia gustu, więc dla Was może on okazać się największym plusem.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie