Inglot Beautifier, Tinted Cream Krem koloryzujący

Jest to mój niezbędnik. Jeżeli ktoś nie ma potrzeby, lub ochoty zakrywać trądziku/blizn na twarzy to ten krem się nada. Lekka formuła jest wzbogacona o odrobinę koloru i minimalnie też dostosowuje się do koloru cery. Koloryt skóry jest wyrównany, przez co cera wygląda zdrowo. Używam tego kremu, ponieważ zależy mi właśnie na delikatnym wyrównaniu koloru cery, ale na tyle aby przebijały moje piegi. Na co dzień nie pudruje się i dzięki temu kremowi moja cera wygląda naturalnie i pięknie się świeci. Dodatkowo w mojej opinii produkt ma przyjemny zapach i jest wydajny. Krycie i trwałość można lekko budować poprzez dodatnie korektora lub pudru, jednak ja tego nie robię i traktuje go jako "make-up no make-up" Jeżeli zależy ci na przykryciu blizn/przebarwień/trądziku lub na macie to nie jest to produkt dla ciebie.

Posiadam kolor 102 - latem za jasny, zimą idealny. Kupiłam go, bo poszukiwałam lekkiej formuły. Produkt zamknięty w tubce, przy końcówce trzeba się namachać, aby wydostać go ze środka. Ma gęstą konsystencje, przypominającą krem BB, jednak na cerze praktycznie go nie czuć. Jest specyficzny w aplikacji, im dłużej się to robi tym lepiej wygląda. Krycie ma bardzo małe, super się sprawdzał w dni, kiedy moja cera nie potrzebowała nic oprócz lekkiego ujednolicenia kolorytu. Przy większych przebarwieniach można się przy nim zamęczyć. W ciągu dnia ładnie się utrzymuje i "niewidzialnie" ściera. Współgra z innymi produktami do makijażu. Nie podkreśla suchych skórek. Bez pudrowania wygląda bardzo naturalnie. Super sprawdzał mi się latem, kiedy nie chciałam mocno się malować ze względu na upały.

Do produktu zostałam zachęcona w jednej z najpopularniejszych drogerii w Hiszpanii. Szukałam jednego z moich ulubionych podkładów, kiedy Pani poleciła mi właśnie ten, jako idealne rozwiązanie dla mojej cery. Dlaczego się zdecydowałam, mimo że przeważnie nie ulegam takim namową? Jest to polska marka, która zyskała światową sławę i nie jeden ich produkt podbił moje serce. Zacznę od opakowania. Produkt znajduje się w malutkiej tubce, początkowo nie byłam pewna czy faktycznie ma on taką pojemność jakiej oczekiwałam. Moim zdaniem jest to idealne opakowanie do kosmetyczki w bagażu podręcznym. Produkt nie ma aplikatora, ale raczej nie wylejemy go za dużo. Konsystencja produktu jest dosyć rzadka, bardzo lekka. Moim zdaniem jest to typowy tint. Krycie jest słabe, ale bardzo ładnie wyrównuje strukturę oraz koloryt skóry twarzy. Nakładam go zarówno palcami, jak i gąbeczką (chociaż o dziwo przy tym produkcie wybieram palce). Nie zapycha i nie spowodował u mnie żadnych reakcji alergicznych. Jego trwałość jest przyzwoita, lekko wyciera się i wyświeca w ciągu dnia. Moja cera jest mieszana i pod koniec dnia czasami średnio byłam zadowolona z tego jak wygląda. Nie należy oczekiwać od tego produktu cudów, jest to fajna alternatywa dla kremów BB, jednak ja uważam że patrząc a jego cenę to lepiej zastanowić się nad innymi tintami dostępymi na rynku. Obecnie używam go rzadko, nie podbił mojego makijażowego serduszka.

Ciężko było mi dostać podkład, który nie wysuszał mi skóry i jednocześnie był kolorystycznie idealny, a używam z tej serii tego najjaśniejszego. To jest bardziej co prawda krem koloryzujący niż podkład, krycie ma słabe, czyli to jest to, czego szukałam. Skóra wygląda bardzo naturalnie i jest jednocześnie nawilżona. Nie męczy mnie całodniowe noszenie go na twarzy. Używam go tylko na co dzień do pracy. Największym minusem jest pojemność opakowania i trochę zapach, ale to akurat sobie uzupełniam fixerem z innej firmy. Ale już jestem po użyciu kilku opakowań. Także wracam wiernie do tego podkładu.

Na krem zdecydowałam się w ostatniej chwili przed wyjazdem na wakacje. Przekonało mnie to, jak pieknie nawilża skórę (wcześniej otrzymałam próbkę). Nie mam większych problemów z buzią poza jej wrażliwością i wiecznym brakiem nawodnienia. Mam też rozszerzone naczynka, ale powiedzmy, że nie liczyłam na cuda w tym temacie ;) Krem pieknie sie nakłada, wklepuję go opuszkami palców jak krem BB. Sprawia, że buzia jest nawilżona, gładka, promienna. Nie "ucieka" do zagłebień zmarszczek mimicznych. Minusem jest jednak chemiczny zapach oraz trwałość. Największą wadą zaś - brak filtra UVA/UVB, więc trzeba pamiętać, by przed makijażem stosować inny kosmetyk chroniący przed słońcem.

Wiele pań niestety mylnie ocenia produkt, traktując go jako podkład. Otóż jest to krem koloryzujący. Ma on wygładzić twarz, lekko poprawić koloryt. Po takim produkcie nie możemy spodziewać się wielkiego krycia. Ale do rzeczy. Na ten moment gdy temperatury sięgają nawet 30 stopni nawet nasz zaufany podkład może okazać się za ciężki. Testuje na ten moment parę kremów cc, bb, i takich własnie kremów. Ten aktualnie jest moim faworytem. Na początku wcieram krem palcami aby równomiernie go rozprowadzić a następnie przyklepuje gąbeczką. Makijaż da;ej wykonuje jak codziennie. Trwałość i krycie jest cudowne, ale tylko jeżeli nie mamy problematycznej cery- lecz to nie minus, właśnie tego możemy spodziewać się po kremie. Jedyne co mi w nim przeszkadza to brak spf chociażby 20, bo e moim odczuciu to produkt typowo na upalne dni, więc gdyby posiadał w sobie spf stałby się moim hitem.

Krem koloryzujący (bo podkład to troszkę za dużo powiedziane) z Inglota to dość dobry kosmetyk, szczególnie dla osób, które oczekują naturalnego wykończenia, nawilżenia i niewielkiego krycia przy jednoczesnym ujednoliceniu cery. Produkt nie jest zastygający, ma standardową pojemność i troszkę za wysoką cenę. Fajny krem, skóra wygląda przy nim bardzo naturalnie, bo nie zakrywa wszystkich szczegółów cery. Do makijażu "no makeup" idealny. Zależy jakie kto ma oczekiwania :)

Podkład w niewielkiej tubce. Jednak dość wydajny. Konsystencja jak dla mnie jest zbyt gęsta przez co trudno się rozprowadza. Aby dokładnie pokryc niedoskonałości należy nałożyć dwie warstwy przez co efekt nie jest zbyt naturalny. Cena również zbyt wysoka w porównaniu do jakości

Podkład ma gęstą konsystencję lecz nie sprawia problemu z nakładaniem. Oceniam odcień 101. Jest to odcień dla jasnej karnacji który idealnie się stapia że skórą i sprawia że nabiera ona ładnego i zdrowego wyglądu. Nie czuć go na twarzy. Jest bezzapachowy. Nie podrażnia. Jest lekki, idealny na lato lub jako krem bb . Nie kryje za dobrze więc polecam dla cery nieproblematycznej.

Najlepszy krem koloryzujący jaki miałam. Nie będę go wymieniać na żaden podkład. Nie ma dobrego krycia I za to go lubię, bo nie robi efektu maski. Do cery suchej idealny . Testowałam dużo znanych podkładów estee puder, urban decay all nighter, catrice hd, revlon,itd i żaden nie wyglądał tak dobrze na mojej twarzy. Zawsze podkłady robią ciężkie maski i się brzydko ścierają a ten zachowuje się jak krem, coś prześwituje i dlatego nie schodzi tak brzydko.

Moim zdaniem produkt przeznaczony dla skóry mało wymagającej jako lekki zamiennik dla podkładu. Idealny nie tylko w trakcie lata. Lekko nawilża a dzięki dużej ilości kolorów mogłam idealnie dopasować odcień do swojej skóry. Krycie jest kiepskie - osoby z niedoskonałościami muszą zainwestować dodatkowo w dobry korektor. Niestety niska wydajność i chyba bardziej preferowałabym pojemniczek z pompką zamiast odkręcanej tubki, ale ze wszystkim można sobie poradzić :)

Kupiłam na lato, jako lekki zamiennik dla podkładu ale chyba nie spełnił moich oczekiwań. Lekko wyrównuje koloryt skóry, trochę nawilża i jest bardzo komfortowy ale szybko się ściera. Cena stosunkowo wysoka jak na taki produkt. Bardziej dla skóry mało wymagającej.

Po wakacjach moja twarz przestała lubić się ze wszelkimi podkładami i kremami typu BB/CC. Kiedy byłam już kompletnie zrezygnowana, Pani z Inglota poradziła mi wypróbować ten krem koloryzujący ze względu na jakie właściwości hypoalergiczne i nawilżające. Okazał się strzałem w 10! Ładnie stapia się ze skórą, nie zostawia smug, ilość dostępnych kolorów pozwoliła mi na idealne dopasowanie do koloru mojej cery. Pozostawia skórę bez efektu maski, a z wyrównanym kolorytem, wyglądającą na świeżą i wypoczętą. Ładnie utrzymuje się na skórze i współdziała z innymi kosmetykami.

Otrzymałam ten produkt od wizażu w paczce za tytuł recenzentki miesiąca i dostałam odcień 108 - to kolor raczej dla mulatek/ciemnoskórych kobiet. Nie widzę w tym jednak większego problemu, ponieważ mam w pogotowiu rozjaśniacz do podkładów marki Kobo i mieszam sobie podkład z mixerem mniej więcej w proporcji 1:1, aby uzyskać odpowiedni odcień do koloru mojej cery. Jestem teraz lekko opalona po wakacjach, ale jako, że jesień już nastała to może się to w kilka tygodni zmienić, bo rozpoczęłam kurację kwasami. O samym produkcie. Opakowanie - zawiera 30ml produktu i wykonane jest z miękkiego tworzywa, dzięki czemu dozowanie kosmetyku nie jest problematyczne. Choć nie przepadam za opakowaniami z nakrętką, wolę te z pompką ze względu na oszczędność czasu (tak ważnego przy porannej krzątaninie), to muszę przyznać, że to opakowanie nie sprawia większych problemów. Jest lekkie i ma naprawdę fajny design, w jakiś sposób charakterystyczny dla marki Inglot. Konsystencja i stosowanie. Podkład jest lekki i zachowuje się niczym druga skóra wklepany wilgotną gąbeczką. Ma krycie w mojej ocenie lekkie, wyrównujące koloryt, ale można je zbudować do średniego nakładając 2-3 cienkie warstwy. Najchętniej sięgam po niego w okresie dobrego stanu skóry, kiedy mam niewiele do zakrycia i zależy mi na szybkim wyrównaniu kolorytu. Nie zapycha mi porów, nadaje się zarówno do cer suchych, bo nie ściąga skóry, jak i mieszanych - ja mam mieszaną i nie zauważyłam, abym po przypudrowaniu zbyt szybko zaczęła się świecić w strefie T. Zazwyczaj widzę w tym obszarze lekki błysk, szczególnie na czole po około 5-6h a czasami po 8h i z tym podkładem dzieje się tak samo. Jestem nieco leniwa w kwestii ściągania sebum w ciągu dnia i robię to tylko wtedy, gdy świecę się naprawdę mocno - z tym podkładem nie było jeszcze takiej konieczności.. może więc jest coś w tym, że ten produkt nawilża i skóra nie potrzeby produkowania sebum? Coś co mnie kupuję to naturalne wykończenie i fakt, że nie oksyduje na skórze. Jak na takie właściwości cena jest jak na mój gust do zaakceptowania :) a przy tym przyjemnie pachnie:) dobry kosmetyk na co dzień, nie tylko na lato. Na pewno sprawię sobie jaśniejszy kolor

Jest to moja pierwsza styczność z marką Inglot, jakoś wcześniej nie było mi z nią po drodze. Kiedy dostałam krem koloryzujący byłam mile zaskoczona, przede wszystkim ślicznym, jasnym odcieniem. Posiadam nr 104 - jest to kolor idealny dla cer jasnych, bladych, z moją skórą współgra idealnie, a ciężko dobrać mi odpowiednio jasny kolor podkładu. Z działania kremu jestem równie zadowolona jak z koloru. OPAKOWANIE Produkt otrzymujemy w czarnym kartoniku z napisami, opisem produtku składem itp. W środku znajdujemy malutką tubkę z kremem koloryzującym. Jest ona wykonana miękkiego tworzywa, a warstwa nad tubką jest przezroczysta, co umożliwia sprawdzenie koloru. Krem zamykany jest na zakrętkę. Tubka zabezpieczona jest sreberkiem. Co średnio podoba mi się w opakowaniu to to, że gdy postawimy tubkę na zakrętce bardzo dużo produktu do niej spływa. Dlatego trzymam tubkę w kartoniku do góry zakrętką - wtedy produkt się nie marnuje. Jest miękka, więc łatwo z niej wycisnąć odpowiednią ilość kosmetyku, a pod koniec można rozciąć. Otwór jest dosyć mały, więc nie ma obaw, że wyciśniemy zbyt dużo przez przypadek. KREM KOLORYZUJĄCY Oprócz świetnego koloru ma wiele innych zalet. przede wszystkim jest dosyć lekki - mam skórę mieszaną z tłustą strefą T, suche policzki. Produkt nie zapycha, idealnie współgra z każdą ze stref, choć strefa T po kilku godzinach potrzebuje przypudrowania, u mnie to norma. Produkt dzięki swojej lekkiej konsystencji jest idealny na lato. Jest dosyć rzadki, przypomina nieco kremy BB, ale mimo takiej konsystencji dobrze się z nim pracuje zarówno palcami, pędzlem jak i gąbeczką. Produkt daje naturalne wykończenie z delikatnym rozświetleniem. Krycie jest tutaj słabe, więc osoby z niedoskonałościami muszą ratować się korektorem. Beautifier doskonale współgra z kremami do twarzy, korektorem, bronzerem czy różem, nie roluje się w ciągu dnia, nie tworzy plam czy smug, schodzi równomiernie. Pod koniec dnia nadal jest na twarzy, wygląda całkiem nieźle, więc trwałość jak najbardziej na plus. Przetestowałam go w ekstremalnych warunkach - kilkunastogodzinna wycieczka w upale - oczywiście potrzebował lekkiego utrwalenia, ale poza tym trzymał się do końca dnia. Jest całkiem wydajny, nie potrzeba go dużo na całą twarz. Uważam, że jest to produkt warty wypróbowania. PLUSY + piękny jasny kolor 104 + trwałość + ujednolicenie kolorytu cery + dobrze współgra z innymi produktami + jest lekki, idealny na lato

Szukając lekkiego zamiennika podkładu trafiłam właśnie na ten produkt. Bardzo spodobała mi się jego konsystencja i to jak wygląda na mojej skórze (daje wykończenie naturalnej, rozświetlonej skóry). Jedynym, ale znaczącym minusem tego produktu jest to, że kiedy pobędziemy trochę na gorącu, skóra bez uprzedniego utrwalenia matującym pudrem zaczyna się świecić, jednak mimo to bardzo lubię ten produkt.

Kiedy robi się gorąco i moja cera jest trochę bardziej opalona często zamiast podkładu wybieram kremy BB. Ten z Inglota jest moim zdaniem świetny. Mam cerę normalną z tendencją do przesuszania i na mojej cerze spisuje się znakomicie. Ładnie wyrównuje koloryt skóry, troszeczkę rozświetla nadając taki zdrowy "glow". Dobrze się utrzymuje na twarzy, nie zbiera się w załamaniach. Krycie oczywiście bardzo słabe ale taka cecha kremów BB. Jedyny mały minus który dostrzegam to że szybko zastyga i czasem cieżko go rozprowadzić palcami, duzo lepiej używać np. gąbki typu beauty blender.

Mam cerę tłustą i to chyba nie był dobry wybór. Ogólnie kosmetyk będzie odpowiedni dla cer suchych. Ładnie się mieni, nie podkreśla zmarszczek, bardzo delikatnie kryje, ma drobinki, rozświetla. Niestety świecę się w nim niemiłosiernie.