<i><b>Moją cerę</b> określam jako mieszaną w kierunku suchej. Zimą potrzebuję cięższych, półtłustych kosmetyków, ale w cieplejszych porach roku strefa T zaczyna się świecić i muszę balansować między nawilżaniem i matowieniem. Moim problemem są rozszerzone pory. Mam skłonność do podrażnień i zaczerwienień, a także pierwsze zmarszczki.</i>
******************************************************
Po pierwsze, za dwoma wciąż tak popularnymi ostatnio literkami kryje się <b>raczej krem tonujący</b> niż... cokolwiek innego. No, na pewno nie jest to produkt w stylu choćby rodzinki Skin79.
Mam <b>kolor 002</b>. Ten odcień doradziła mi pani w drogerii, jako "bezpieczny". Nie do końca zgadzam się z tą opinią, bo to kolor do średniej karnacji, z tym że raczej chłodny. Jeszcze parę tygodni temu byłby dla mnie pewnie za ciemny, a z kolei teraz, po wakacjach, na których złapałam trochę słońca, jest za różowy. Niezależnie od średnio trafionego koloru - ładnie się wtapia, nie ciemnieje z czasem.
Kremowa, jakby puszysta <b>konsystencja</b> po wyciśnięciu z opakowania (fajna pompka!) na twarzy staje się tępa. Jeśli nie uda się szybko i równomiernie wklepać porcji kosmetyku, mogą zrobić się smugi, placki i inne koszmarki. Oczywiście wszystko to kwestia wprawy, jednak pewne uniedogodnienie się pojawia.
<b>Krycie</b> można łatwo stopniować. Przy wklepaniu jednej warstwy jest leciutkie, ale już druga sprawdza się... no cóż, moim zdaniem lepiej niż niektóre podkłady. Nawet ta pierwsza warstwa u mnie ukrywa drobne zaczerwienienia, piegi też się pod nią chowają.
Wklepany w twarz krem daje przyjemny, satynowy <b>mat</b>, który jednak u mnie nie utrzymuje się zbyt długo. Po około 2h zaczyna mi się świecić nos, z czasem w jego ślad idzie czoło i policzki. (Mówię o działaniu produktu bez kremu bazowego i bez warstwy pudru.)
W ogóle, w kwestii <b>trwałości</b>, to ja widzę kosmetyk na swojej twarzy jakieś 5-6 godzin. Później po prostu czuję, jakby znikał, a i przy demakijażu podejrzanie mało koloru zostaje mi na płatku... Na plus, że to znikanie bezbolesne. Ot, kolor skóry był równiejszy, ale już nie jest ;)
Jestem trochę rozczarowana <b>brakiem rozświetlenia</b>, bo w sztucznym świetle wydawało mi się, że taki efekt faktycznie będzie się pojawiał.
Stosowanie kremu solo dla mnie odpada. Niestety po takich próbach wieczorem miałam cerę wyszuszoną na wiór. Szkoda, bo bez nawilżacza pod spodem dłużej się trzyma.
Na koniec jeszcze słowo <b>o maskowaniu porów</b>. Zaraz po aplikacji krem daje sobie z nimi radę całkiem przyzwoicie. Odpowiednio wklepany nie podkreśla ich, ba, może nawet nieco maskuje. Byłam już gotowa odtrąbić sukces, ale... Niestety zdarzyło mi się parę razy - być może zależy to od dnia, bo innych prawidłowości nie dostrzegłam - że po jakimś czasie perfidnie powłaził w pory.
Ogólnie rzecz biorąc, krem odświeża twarz, dając bardzo naturalny, "zdrowy" efekt. Do najtrwalszych jednak nie należy, a jego właściwości nawilżające oceniam poniżej przeciętnej. To przyjemny produkt, ale raczej dla fanek marki Dior - jeśli się do nich nie zaliczasz, możesz być rozczarowana stosunkiem ceny do jakości.
Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: jedno