Tytuł nawiązuje do pewnego słynnego komediowego cytatu o "zawartości cukru w cukrze", który naprawdę może kojarzyć się żartobliwie z Hypnotic Poison Diora, gdyż to jedna z najbardziej waniliowych kompozycji w sztuce perfumeryjnej, jaka kiedykolwiek powstała.
Przyznam się, że bardzo lubię aromat wanilii, w tych perfumach skompilowany jeszcze z wonią migdałów, więc choć w pierwszym odruchu, oszalałam ze szczęścia na myśl o istnieniu takiego perfumeryjnego zestawienia, to zaraz potem... zwątpiłam.
Zebrałam cały komplet (różnych Marek) waniliowo-migdałowych kosmetyków: od mydła i masełka do rąk, przez mleczko do ciała, szampon i odżywkę po nawet tak właśnie pachnący dermokosmetyczny krem do twarzy, wszystkie jak na moje standardy – wręcz wymarzone, przy czym finalnie pachnące na ciele dość subtelnie, natomiast co do perfum – zaczęłam obawiać się, czy taka kompilacja stosowana jako dopełnienie wizerunku, nie będzie jednak brzmieć na mnie zbyt infantylnie – kojarząc się z maleńkimi buteleczkami z kuchni, których wonną zawartość dodaje się do ciast.
Obawy niepotrzebne – perfumy są prześliczne i z wielką klasą – nie ma mowy o spożywczych konotacjach.
Owszem – waniliowo-migdałowe ekstremalnie, i do ich stosowania, sympatia dla wspomnianych słodko-korzennych woni jest niezbędna, choć perfumy są tak piękne i dobre, że nie wykluczam sytuacji, w której Wanilio- lub Migdałosceptyk właśnie po kontakcie z Hypnotic Poison tak płomiennymi uczuciami zapała.
Ewidentnie słodkie – waniliowe i migdałowe akordy przełamano w nich skutecznie i w punkt, tonującymi wszechwładną słodycz, akordami owocowymi (śliwki i moreli), drzewnymi (drzewa różanego i sandałowego), kwiatowymi (róży, jaśminu, tuberozy, i wielbionej przeze mnie zadziornej konwalii) oraz orzechowymi, kokosowymi i pudrowymi, dzięki którym perfumy ani nie męczą, ani nie nużą – nawet w ciepłe dni, i choć są niewątpliwie zmysłowe, to jednocześnie "dekoracyjnie" eleganckie.
Spodobają się – z wzajemnością – każdej Damie (niezależnie od wieku), ceniącej szyk oraz sensualne wyrafinowanie, nie tylko idealnie pasując do zmysłowych randek oraz koronkowej bielizny, ale i wręcz szaleńczo dodając subtelnego i kokieteryjnego sex-appealu nawet bardzo prostej, skromnej stylizacji, z golfu i spódniczki za kolana. To perfumy trwałe i intensywne, natomiast jednocześnie całkiem w odbiorze lekkie, niedrażniące, i ową wdzięczną słodyczą – relaksujące Użytkowniczki, a – wprost przeciwnie – niezwykle elektryzującePanów.
Polecam, i choć jestem zwolenniczką Poison Girl (zarówno EDP, jak i EDT), nie wykluczam zdobycia również wersji Poison hipnotyzującej. Polecam ją gorąco.
PS - Byłabym zapomniała o nowelizacji powyższej recenzji w przedmiocie tego, że jakiś miesiąc po jej publikacji stałam się szczęśliwą posiadaczką tych perfum - i do końca zimowych chłodów stosowałam wyłącznie ów sensualny "Ocieplaczek"; który polecam ponownie.
Zalety:
- kompozycja – piękna, wdzięczna, kokieteryjna, ale szykowna i z ogromną klasą - o akordach słodkich, waniliowych, migdałowych, owocowych, drzewnych, kwiatowych, orzechowych, kokosowych i pudrowych – dodająca wiele eleganckiego sex-appealu – więc nadająca się dla Pań niezależnie od wieku, i elektryzująca Panów,
- trwałość – wyjątkowa,
- projekcja – doskonała – perfumy przez cały czas są ewidentnie waniliowo-migdałowe, ale z drzewnymi i kwiatowymi nutami, dzięki którym ani nie męczą, ani nie drażnią, to trwałe i "charakterne" perfumy, ale wbrew pozorom – wdzięczne i całkiem lekkie w odbiorze,
- flakonik – mnie ta niemal kulista estetyka nie porywa, ale jest typowy, i – pasujący do serii Poison Diora – tym razem w tonacji strażackiej czerwieni
Wady:
- cena – straszna, ale to już klasyk, na który warto oszczędzać, a dawkuje się te perfumy bardzo oszczędnie, więc zyskują na wydajności