Chciałam polubić ten podkład, chciałam by był moim ukochanym, jedynym. No cóż, nie udało się...
Podkładów typowo silikonowych używam od ponad dwóch lat. I Perfect Touch utwierdził mnie w przekonaniu, że czas na zmianę, bo z moją skórą dzieje się coś niedobrego.
Sam podkład zamknięty jest w plastikowym opakowaniu. I owo opakowanie mi się nie podoba. Plastikowe, z okazałą, złotą nakrętką jawi mi się jako przerost treści nad formą. Zdecydowanie wolę minimalizm Armaniego czy klasyczną prostotę Diora. Dodatkowo producent wpadł na pomysł zainstalowania pędzla, który jest jakąś totalną pomyłką. Pędzel jest sztywny, tworzy smugi, aplikuje podkład w sposób wielce nieprecyzyjny, utrudnia kontrolę ilości produktu, jaka wypływa z tuby. O kwestiach higienicznych już nie wspomnę. Naprawdę, wolałabym aby podkład znajdował się albo w standardowej tubie, albo w pojemniczku z pompką, jak np. Teint Radiance.
Fluid ma rzadką, lejącą konsystencję. To dla mnie ogromny plus. Z rozprowadzaniem nie ma najmniejszych problemów, jak to zwykle bywa przy podkładach silikonowych. Podkład nie tworzy smug (o ile nie używa się tego beznadziejnego pędzla), nie osiada na włoskach, nie gromadzi w zmarszczkach, nie zbija w grudki przy skrzydełkach nosa. Nie podkreśla skórek, strupków i innych nierówności cery. Nie ukrywa jednak dużych zmian skórnych w postaci popękanych naczynek krwionośnych, zaczerwienień, cieni pod oczami, blizn potrądzikowych, przebarwień posłonecznych i innych mankamentów. Podkład jest półtransparentny i kupując go trzeba o tym pamiętać.
No i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jego trwałość. Mam skórę mieszaną; dość suchą na policzkach i przetłuszczającą się w strefie T. Mimo wszystko jest ona wypielęgnowana. Podkład traktuje jako dodatek, ma on za zadanie wyrównać jej fakturę i dodać blasku, aczkolwiek równie dobrze mogłabym obyć się i bez niego. YSL dokonał rzadkiego wyczynu - ledwie po 30 minutach od nałożenia, moja skóra wygląda znacznie gorzej niż bez niego. Podkład warzy się, zbija w grudki, wędruje w pory, które stają się bardzo wyeksponowane, osiada w zmarszczkach mimicznych. W końcu całkowicie spływa ze strefy T, a na policzkach oddziela się od skóry. Utrwalanie go pudrem sypkim nic nie daje, a wręcz pogarsza całą sytuację. Używanie bibułek matujących też nie przynosi spodziewanych rezultatów. Całość zmuszona jestem po prostu zmyć i nałożyć od początku, bo makijaż wygląda niechlujnie.
Początkowo myślałam, że wina leży po mojej stronie, a w zasadzie po stronie kremu Clarinsa, jakiego używałam jako bazę. Krem zmieniłam, później zupełnie odstawiłam, ale podkład w dalszym ciągu odmawiał współpracy...
Teraz kwestia kolorów. Kupiłam kolor 01 ivory - jest to raczej neutralny beż. Niestety, na mojej skórze podkład ulega wyraźnej oksydacji w kierunku koloru żółtego, co gryzie się z moją bardzo jasną i chłodną cerą. Już po fakcie dowiedziałam się, że dwa pozostałe kolory blond i opal, są na podobnym poziomie jasności, różnią się jedynie tonacją (blond jest brzoskwiniowy, opal - różowy i ten ostatni powinnam nabyć). Przed zakupem warto więc przetestować kolory uwzględniając stopień i kierunek oksydacji.
Podsumowując, podkład mnie rozczarował. Po dobrych doświadczeniach z innymi podkładami tej marki, Perfect Touch nadwyrężył zaufanie do kosmetyków tej marki.
Używam tego produktu od: 2 tygodnie
Ilość zużytych opakowań: zaczęte pierwsze 40 ml