Davidoff The Game Intense EDT 

Nie spodziewałam się po Davidoff'ie tak dobrego zapachu. Początek jest ołowianą torpedą ze słodkimi naleciałościami - sacharozowy, ciężki, irysowy. Paczula kopie między oczy, a słodycz świdruje...jednak niech was nie zniechęca takie preludium . W tym zapachu słodycz dość szybko schodzi na tyły i nie dominuje. Pozostaje ciężka moc irysowo-paczulowa zanurzona w dżinie, a słodkie nutki pozostają jedynie delikatnym dopełnieniem. Trwałość tej mikstury jest również pozytywnie powalająca, po całym dniu, gdzie masa innym zapachów dawno by już zbledła jak lico albinosa, ta kompozycja wciąż gra na skórze swą melodię (i to głośną). Tak wspaniała trwałość dla wody toaletowej może być jedynie przykładem dla innych cienkich toaletówek, które już po godzinie kończą swój wątły żywot. Zapach zdecydowanie na sezony cholodniejsze (jesień-zima), chyba, że ktoś lubi wabić osy i inne obiekty latające w letnie upały. The game ma pazur, moc i umie otulić. Nie odnajdą się w nim raczej podlotki w spodniach z obniżonym krokiem (a la pielucha), raczej faceci, który ćwierćwiecze mają już trochę lat za sobą i nie boją się bynajmniej perfum z wtopioną w tło słodyczą. Warto wspomnieć również o flakonie - estetyczny czarny walec w prążki, w udany sposób podkreśla siłę i moc tej kompozycji.