W moim osobistym rankingu to woda najbardziej męska z męskich. Wprawdzie nie lubię podziału perfum w materii płci, ale przy Grey Flannel kapituluję - nie wyobrażam sobie pachnącej nim kobiety (to mówię ja, miłośniczka Habit Rouge, Terre d'Hermes i Enre Noire). I chyba na tym polega dla mnie urok tej kompozycji - ma bezsprzeczny, twardy, męski (ale nie samczy!) charakter. Co ciekawe, zarówno dobrze oddaje go określenie ,,bezpretensjonalny", jak i ,,bezkompromisowy".
Jak zatem pachnie szara flanela?
Niezwykle oryginalnie (to nie pusta zbitka słów, ciężko je porównać z czymkolwiek innym). Otwarcie jest gorzkim zderzeniem z fiołkiem
i aromatycznym pękiem ziół. Ale nie mamy do czynienia ani z powabną łąką ani z ugłaskaną woda kolońską. Szałwia (bo to przede wszystkim ją wyczuwam) jest podszyta duża dozą zimnego wiatru, najprawdopodobniej zdobyta na szczycie imponującego monolitu o pionowych ścianach, koniecznie po kilkugodzinnej wspinaczce. Może znajdzie się tu też trochę piołunu, krwawnika czy wrotyczy? Nieważne, bo esencją otwarcia jest to, że połączenie tak bardzo proste, pierwotne, ma większą zdolność opowiadania o męskości niż wiele słów. Męskości szlachetnej, silnej, zdolnej do codziennego trudu. Trochę bardziej kojarzącej się z tym, kim jest ojciec dla dziecka niż kochanek dla kobiety.
Szczególnie, że w dalszym etapie fiołek i zioła, choć nadal nieokrzesane) idą w parze z szaromydlana bazą i to grubymi wiórami ciosaną. Nie przywodzi ona na myśl żadnego amanta, to raczej kochane, ojcowskie ręce, dopiero co wymyte po ciężkiej pracy, przed powitaniem z dziećmi. Do głowy sama ciśnie się myśl, że szkoda, że takie dłonie hołdu doczekały się tylko w jednym miejscu w świecie perfum, ale z drugiej strony, w tym zapachu ujęto ich temat tak genialne, że nie wiem, czy trzeba więcej. Może i z mydlana bazą Grey Flannel robi się mniej ,,do noszenia", ale autentyczność ma stuprocentową. Ręce mojego taty też były wielkie i silne, ale skórę miały nieprzyjemnie szorstką.
Jeszcze słówko o projekcji. Sporo osób przepowiadało mi, że siły tego zapachu trudno przeliczyć. Zgoda, projekcję ma dobrą, ale nie zgodzę się, żeby Grey Flannel na jakimkolwiek etapie krzyczał . Jego siła wynika raczej z przenikliwości. To ten rodzaj ojcowskiego spojrzenia, po którym wiesz więcej niż po dwugodzinnej rozmowie. Myślę też, że dla dalszego otoczenia to już nie jest to samo, co dla osoby noszącej. Postronnym rzucą się w nos nijakie mydlane fiołki, może określą zapach kolejnym, dziadkowym straszydłem albo perfumami dla urzędnika. Ja wolę go z bliska i owszem, oceniam wprost przeciwnie. Jest genialny, jest trudny i jest w swojej konstrukcji niszowy. Trzeba mieć trochę siły mięśni i dużo siły charakteru, żeby go nosić.
Podsumowanie: Napisałam już bardzo dużo, więc dodam, że to zapach dla tych, których idolem był strażak Sam i udało im się przemycić jego ideały w dorosłe życie ;)