Wielu nie zgodzi się ze mną, ale muszę przyznać, że osobiście nie przepadam za modą na minimalizm. Wolę włoski barok i gdy dużo się dzieje, gdy łączą się ze sobą różne elementy w spójną całość. Ale jeśli istnieje jakiś wyjątek, to doceniam japoński minimalizm. Wyspy japońskie położone są na zbiegu płyt tektonicznych i w związku z powszechnymi trzęsieniami ziemi musieli nauczyć się tak żyć by mieć w domu jak najmniej tego, co może spaść na głowę, jest to coś co przychodzi im naturalnie i może dlatego lubię np. ikebanę za to, że jest minimalistyczna, a jednak nie jest sterylna i "bez życia".
Ten zapach jest mocno minimalistyczny, chociaż mimo, że marka jest japońska, to twórcą kompozycji jest Francuz, który inspirował się Manhattanem. Zapach określiłabym jako przed wszystkim owocowy, bo kwiaty są gdzieś nawet nie na drugim, lecz trzecim planie, a liczi wybija się ponad wszystko. Liczi nadaje kompozycji pazura i charakteru, gdzieś w tle pobrzmiewa arbuz, passiflora, marakuja, róża i paczula. Początek mi się bardzo podoba i sprawia, że oczekuję, w jakim kierunku to się "rozwinie", ale zapach jest bardzo linearny i dominacja liczi pobrzmiewa tu do samego końca. Trochę nie tego oczekiwałam, ale lubię ten zapach. Nie jest przesadnie oryginalny ani zjawiskowy, ale z drugiej strony nie nazwę go zachowawczym. Jest owocowy i świeży, ale ma w sobie nutkę nowoczesności i czegoś innego. Dla mnie jest takim ideałem do pracy - nie jest jakimś szczytem awangardy, żeby zwracać uwagę wszystkich dookoła, ale nie jest też tak banalny i nijaki, żebym nie czuła się sobą i dopadały mnie jakieś kryzysy własnego ja. Ma w sobie energię i kojarzy się z kolorem limonkowym. Jest całkiem trwały, utrzymuje się nawet cały dzień, ale im dłużej na nas jest tym intensywność jego opada.
Perfumy inspirowane nowoczesną i niezależną kobietą z Upper East Side. Czy w ten sposób mi się kojarzą? Jakoś nie do końca. Znalazłoby się mnóstwo innych perfum pasujących do, powiedzmy, Blair Waldorf, możliwie najbardziej przerysowanej wychowanki jednej ze stolic mody (chociaż jej styl był bardziej vintage niż nowoczesny). Kojarzą mi się z samym miejscem, w którym nie byłam, ale mam swoje wyobrażenie. Jakoś nie kojarzą mi się ze snobką z luksusowej dzielnicy Nowego Jorku, bardziej z młodą kobietą, która pracuje tam w muzeum, interesuje się modą i sztuką, mimo, że nie jest bogata ma pewiem "respect" w tych środowiskach, ale nie zależy jej na tym.
Kupiłam wersję miniaturową 10 ml. Czy kupię ponownie, gdy się skończy? Może, zapach jest intrygujący, ale nie jest na mojej liście wysokopółkowych zapachów, które "muszę" mieć, mimo że niekoniecznie mnie stać. Mi się podoba mimo prostoty, ale biorąc pod uwagę cenę można być zawiedzionym tą linearnością.