Jak w tytule - peeling kawowy to już swego rodzaju klasyka wśród produktów do ciała i dobrze pamiętam te kilkanaście lat temu jak sama przygotowywałam go sobie na fali popularności samodzielnego mieszania kosmetyków. Dziś jestem już trochę bardziej leniwa (chyba lepiej brzmi zabiegana ;)) i częściej sięgam po gotowe rozwiązania. Tak było właśnie z tym peelingiem od Mokosh. Zamarzył mi się kawowy scrub do ciała, a że akurat marka miała taki w asortymencie, nie wahałam się długo z zakupem.
Ta wersja peelingu kawowego nieco różni się od tego co ja kiedyś sama przygotowywałam. Przede wszystkim zawiera więcej olejów i nie jest tak sypka. Produkt jest wręcz aksamitny, ma konsystencję miękkiego kremu, w którym widać bardzo dużo drobinek różnej wielkości. Ma brunatny kolor, więc na pierwszy rzut oka pewnie nie wygląda zbyt atrakcyjnie, no i jak to bywa z drobinkami kawy - potwornie brudzi brodzik prysznicowy. Trzeba więc też - poza sobą - dobrze spłukać resztki produktu z armatury łazienkowej.
Tęskniłam za zapachem kawy w kosmetyku i ten zapach dostałam. Peeling pięknie pachnie kawą, zapach roznosi się po łazience i faktycznie czuć delikatną nutę pomarańczy gdzieś tam w tle. Peeling pachnie więc jak aromatyzowana kawa, ale bardzo przyjemnie, głęboko, ciepło, otulająco. Zapach jest wyrazisty, ale czuć go tylko podczas mycia i chwilę po spłukaniu. Potem szybko się ulatnia i w ciągu dnia zupełnie już go nie czuję na skórze. Szklany słoik jest dość spory, ale jego rozmiary nie przeszkadzały mi pod prysznicem i łatwo z niego wydobyć peeling do końca.
Peeling ma konsystencję, która bardzo ułatwia wygodną aplikację. Jak wspomniałam wcześniej, w ogóle nie jest sypki; ma kremową konsystencję, która świetnie trzyma się skóry i praktycznie nic się nie odrywa ani nie osypuje. W kontakcie z mokrą skórą nabiera poślizgu i bardzo łatwo masuje się skórę z jego pomocą. To co jest zaletą podczas mycia, stanowi jednak pewną niedogodność później, podczas spłukiwania. Przez to, że peeling mocno trzyma się skóry, trzeba naprawdę poświęcić dłuższą chwilę na to, żeby go dobrze zmyć ze skóry. Na początku używania zdarzyło mi się, że już przy wycieraniu ręcznikiem zauważyłam, że mam jeszcze masę mikroskopijnych drobinek przyklejonych np. na łydce lub pod pachami. Te najmniejsze drobinki są prawie niewyczuwalne pod palcami, więc trzeba dobrze się obejrzeć podczas spłukiwania czy na pewno wszystko zmyliśmy. Troszkę więc na minus jeśli chodzi o ten aspekt używania.
Na plus jednak cała reszta. Peeling doskonale odżywia skórę i zostawia na niej natłuszczającą warstwę, jakby ktoś nas porządnie wymasował z użyciem olejku. Nie jest to ciężka, lepka warstwa, ale lekko wyczuwalna przez pewien czas, więc jest to produkt na pewno dla tych osób, które lubią olejowe formuły. Ogólnie po każdym zastosowaniu peelingu moja skóra czuła się dopieszczona i zrelaksowana jak po jakimś zabiegu spa. Była mocno odżywiona, nawilżona, a do tego cudownie gładka i miękka. Po prostu jedwabista w dotyku. Ten stan utrzymywał się jeszcze spokojnie na drugi dzień. Skóra wyglądała na elastyczną i jędrną, a masaż z użyciem peelingu miał na to duży wpływ. Peeling fajnie wygładza, ale nie jest bardzo mocny. Drobinki przyjemnie masują, nie drapią tak jak zmielona kawa, tylko ich siła jest mocno zniwelowana przez odżywcze oleje. Można mocniej dociskać do skóry, ale sam w sobie peeling ma umiarkowaną moc.
Warto wypróbować ten peeling, naprawdę. Jest to jednak produkt dla osób, którym się nie spieszy ;) Zmywanie mogłoby być nieco łatwiejsze i to na pewno można by poprawić (i za to odejmuję gwiazdkę, bo za dużo wody się zużywa przy zmywaniu). Cała reszta jest doskonała i wspaniale pielęgnuje skórę. Z przyjemnością zużyłam cały słoik.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie