(nie)Grzeczna dziewczynka... ;)
To właśnie od wersji Legere zaczęła się moja - nie bójmy się tego słowa - miłość do rodzinki Good Girl(s) od Caroliny Herrery. Mimo, że jako pierwszą zrecenzowałam wersję podstawową. Szpileczkę dostałam w prezencie pięć lat temu, na moje 25 urodziny. Recenzując klasyczną szpilkę, napisałam, że choć rzuciły mi się w oczy te flakoniki (trudno przejść obok nich obojętnie), to nie przekonywały mnie swoim kształtem i gdyby nie ten prezent, to nigdy bym nie poznała tych oszałamiających kompozycji.
Legere bardziej przypadła mi do gustu niż 'zwykła' Good Girl z racji tego, że jest bardziej... hm.. migotliwa? mniej słodka, lżejsza, więcej kwiatów tu rośnie... Ale obie wersje - zarówno podstawowa, jak i ten flanker są wspaniałe i w sumie bardzo wiele je łączy (czuć tu 'rękę' Turnera). Niby mainstream, niby szalenie popularny gourmand, to jednak niezwykle trudno spójne opisać ten zapach. Podstawowa wersja "Grzecznej dziewczynki" przysporzyła mi sporo problemów w próbie zrecenzowania (co chwilę musiałam ją edytować, by dopisać kolejną rzeczą... i wcale nie jest powiedziane, że została postawiona ta kropka nad i!). I tak, nauczona doświadczeniem, podchodzę do Legere z większą pokorą.
Na mojej skórze nie następuje żaden rozwój - dokładnie jak w przypadku klasycznej GG - wszystko wyczuwalne jest natychmiast! Na raz! Dobrze, nie wszystko... bo patrząc na ściągę, niektórych składników, jakie znajdują się w tych perfumach, w ogóle nie czuję. Nie czuję tu nut cytrusowych, a bergamotkę - owszem, ale na tzw. upartego, gdzieś w tle; z grupy głowy, dla mojego nosa, wyczuwalny jest ylang-ylang. Kompozycja serca jest niekwestionowana: bardzo wyraźny jaśmin i kwiat pomarańczy - rzuca się w nozdrze przy samej aplikacji i towarzyszy nam do samego końca. Róża pięknie uzupełnia ten duet, choć mi osobiście bardziej przypomina damasceńską, niż bułgarską.
Ach, gdybym tylko wiedziała jak pachnie tuberoza... To jakiś biały kwiat, znany składnik perfum - nic poza tym nie wiem. Bobu tonki także tu nie czuję... To prawda, że również nie za bardzo kojarzę ten akord - jedyne, co mi wiadomo to to, że są często używane w męskich kompozycjach zapachowych i przez to składnik ten kieruje zapach na co najmniej uniseksualne tory; Legere jest 100% kobiecy - a co za tym idzie, śmiem wykluczyć obecność bobu tonki, nadającego perfumom męskiego charakteru. Sandałowiec tworzy tło, bardzo delikatną mgiełkę i nie jest czymś, co można poczuć od razu. Pralina? Hm. Pralinę czułam wyraźnie w wersji podstawowej, tutaj - też, ale mniej. Natomiast cynamon i kajmak odpowiadają za ten świąteczny klimat perfum, określony przez mojego byłego chłopaka jako "ciasteczkowy". :P
Gdybym nie zajrzała do rozpiski, to bym nie wiedziała, że w perfumach znajduje się cedr. Nie jestem aż tak wprawiona w boju, by poczuć takie subtelności jak drzewo kaszmirowe, czy bursztyn; w piżmo i paczulę po prostu wierzę, bo rzeczywiście zapach jest 'przytulny', toteż można spodziewać się ich w składzie. Good Girl (zarówno klasyczna, jak i Legere) jest zbyt bogatą kompozycją, bym mogła rozpoznać po kolei wszystkie nuty. Przejdę zatem płynnie do innych cech dotyczących tego pachnidła.
Trwałość jest zdecydowanie godna pochwały. Na ciele to EDP utrzymuje się ok. 10 godzin, na włosach dobę, a na ubraniach kilka dni (palę papierosy). Kilkumetrowy ogon ciągnie się za nosicielką, czuć go nawet wtedy gdy zniknie za zakrętem, zaś przy aplikacji wypełnia pokój. No! To to ja rozumiem! :D Wspomniałam już, że flakon niespecjalnie do mnie trafiał - co jest prawdą... Jednak z czasem zaczęłam doceniać jego kunszt, nietypową formę i zobaczyłam w nim małe dzieło sztuki, zamiast kiczu. Natomiast nigdy nie pomyślałabym o nim jak o tandecie, bo wykonany jest z najwyższą starannością: grube szkło (w przypadku Legere cieniowane). Wiecie, ta szpilka kojarzy mi się z ekskluzywną kokietką - zadbaną, wymagającą, POZORNIE arogancką materialistką (to nie musi być prawda), bez możliwości zadowolenia się przeciętnością. Ta kokietka może i jest 'sztuczna', ale prawda jest taka, że budzi pożądanie w każdym mężczyźnie (nawet w tym, który w życiu się do tego nie przyzna). To niezupełnie "ja"... i m.in. dlatego też forma mi nie 'leżała'. To wszystko jest oczywiście tylko i wyłącznie moją (nad)interpretacją. Więcej na temat idei flakoniku perfumeryjnego w kształcie buta, nazwania tak seksownych, sensualnych perfum "Grzeczną dziewczynką" napisałam w recenzji wersji podstawowej, dlatego nie będę się powtarzać; powiem tylko, że jawi się nieco perwersyjnie... ;p
Wybaczcie mi ten chaos w wypowiedzi, ale zmęczyłam się opisując ten zapach. Mam nadzieję, że odpowiedziałam wam na podstawowe pytanie, a więc: kupić, czy nie kupić? Ja na pewno je kupię ponownie. Zapach jest piękny, trwały, wyczuwalny, prezentuje się elegancko. Już dawno skończyłam pełnowymiarową buteleczkę, a w tej chwili posiadam 5ml roll-on z dwiema końcówkami: jedna to podstawowa wersja Good Girl, a druga... Legere. :)