"Heathcliff, it\'s me, your Cathy, I\'ve come home
I\'m so cold, let me in your window
Heathcliff, it\'s me, your Cathy, I\'ve come home
I\'m so cold, let me in your window"
Jeśli "Wichrowe wzgórza", to tylko z Ralphem Fiennesem. Li-tylko, zawsze, na wieki wieków, Amen.
Chene to trudny zapach. Nie daje się łatwo obłaskawić, jest dziki, wymyka się nie tylko standardom, ale i samemu sobie. Z nut możemy wyczytać takie a nie inne aromaty, ale na skórze, może...ho ho ho!!!
Chene to taki Heathcliff: dziki, nieokiełznany, zaborczy, trochę podstępny, ale jeśli już się dosiądzie tego rumaka, można być pewnym, że pozostanie wierny. Ja stoczyłam dwie batalie, mocowałam się z nim jak zapaśnik na macie, ale w efekcie mi się udało. Zapach jest uległy, ale nie pozbawiony mocy i dumy.
W sumie nie potrafię podzielić Chene na trzy stany skupienia. Aromaty subtelnie się przenikają nie dzieląc całości na fazy. W otwarciu pobrzmiewa lekko pieprz, kory różnych drzew i suchej trawy. Kolejno pojawiają się przyprawy: tymianek, możliwe, że bazylia, kmin, w towarzystwie jesiennego dymu z palonych w ogrodzie liści. Za tym całym towarzystwem stoi główny bohater - dąb - początkowo schowany, by w końcowej fazie zabłysnąć w swej mocy, trwałości i niezmienności. Dąb porośnięty jest mchem:)
Chene to zapach jesienno - zimowy, z naciskiem na jesień. Ja mam obrazek stojącego na wrzosowym wzgórzu Heathcliffa, wpatrzonego w zamek, w którym mieszka Kathy. Wiatr wieje z całą mocą, przynosząc zapach mchu, dębu i deszczu, palą się ogniska. Heathcliff ma już złamane serce i obmyśla plan...
Zapach jest piękny w swej prostocie, lecz próżno szukać jego amatorek w Sephorze czy Douglasie. Na pewno znajdzie grono wiernych odbiorców, jednak będzie ono zdecydowanie wąskie.
Flakon: piękny
Nazwa: no jakże adekwatna:)
Trwałość: dobra, ok. 5 godzin
Używam tego produktu od: kilka miesięcy
Ilość zużytych opakowań: sporo odlewek i wciąż poluję