Amouage Jubilation XXV jest błyszczący, luksusowy i gładki.
Gładki gładkością jedwabnych pończoch. I nietrwały, jak jedwabne pończochy.
Na otwarcie składa się nietypowe połączenie owoców i kadzidła. Czystek jest lekko słonawy, cielesny,a oprócz towarzyszącej mu pomarańczy czuję również fragmenty aksamitnego miąższu brzoskwini lub moreli i cierpkość czarnej porzeczki, wrzuconej tu wraz z roztartymi liśćmi, oraz jeżynowo- malinową pulpę. Słodycz owoców w uroczy sposób łamie chłód czystka, i przypomina o tym, że labdanum też potrafi być słodkawe. Podobny zabieg, podobną koncepcję połączenia pozornie sprzecznych nut zapachowych, zaprezentował Oliver Durbano w Amethyst, ale tu, w miejsce kontrastu, który występował w Amethyste, mamy dopełnienie. Wszystko połączone jest gładko, płynnie, tak, aby odbiorca w ogóle nie mógł sobie wyobrazić, w jaki sposób wcześniej udawało mu się przeżyć bez kadzidła z owocami. Ta piękna masa migocze miodową wręcz słodyczą, na rumowym podbiciu, aż wreszcie dołącza do niej dama, która sprawi, ze na jedwabnych pończochach powstanie skaza... albo ozdoba.
Dama, napisałam? Nie, dwie damy- róża i orchidea. Pierwsza ma kolce, druga groźnie wyglądające kwiaty o kosmicznych kolorach i kształtach. Pierwsza haczy materię i szybko odchodzi w niepamięć, druga rozkłada swoje orientalne skrzydła. Wraz z nimi nadchodzi...agar. Mój nos oudofila wykryje wszędzie tę nutę odpowiedzialną za pogłębienie wrażenia drzewności.
Bo w nucie serca zapach staje się kadzidlano-drzewny.... ale i rachityczny, wątły, gasnący zbyt szybko, abym mogła cieszyć się niekonwencjonalnym zestawieniem nut w otwarciu. Kadzidło robi się nieporadne, pełgające gdzieś przy skórze. Bogactwo nut owocowych znika, jak nożem uciął. Potencjał agaru, który mógł podkreślić moc kadzidła, zmarnowano. W jedwabnych pończochach lecą oczka, wielkie, gigantyczne oczka, lecą w nieskończoność, tak, że pończochy przestają w zasadzie istnieć. Ambrowa baza wtapia się w skórę- po dwóch godzinach zapachu praktycznie nie ma.
Chciałabym, żeby było inaczej, ale nie jest. Zmarnowany potencjał orientu stoi spokojnie na mojej półce. Pierwsza godzina jest piękna i obiecująca. Druga jest obiecująca. Trzeciej nie ma.
Chciałabym móc napisać coś więcej, ale nie mogę, poza tym, że walory użytkowe Jubilation nijak się mają do jego ceny. Król jest koszmarnie drogi. A, nie, przepraszam, król jest nagi.