Peeling znalazłam w kalendarzu adwentowym Rituals - i tu muszę podkreślić po raz kolejny, w ślad za moją wizażową koleżanką maladagą, która jest ekspertką od adwenciaków, że Rituals to nie tylko obłędne zapachy i jakość, ale też świetne pojemności, pozwalające na porządne testy.
W kalendarzu znalazłam miniaturę o pojemności 70 ml, zamkniętą w zgrabnej, zakręcanej miękkiej tubie. Szata graficzna typowa dla linii Ritual of Happy Buddha, mamy tu więc intensywny pomarańcz, radosny i energetyczny. Jest estetycznie, poręcznie i po prostu ładnie :).
Sam peeling ma postać żelu z zatopionymi wewnątrz drobinkami - i choć one same są naprawdę maleńkie, to jest ich taka ilość, że śmiało mogę nazwać ten peeling dobrym, codziennym zdzierakiem. Codziennym - bo są na tyle ostre, by złuszczyć co trzeba i jednocześnie na tyle delikatne, że nie kaleczą skóry.
Nie mogę nie wspomnieć o zapachu, który jest koroną dzieła - cudowna mieszanka słodkiej pomarańczy i drzewa cedrowego, no kosmos! W dodatku zapach utrzymuje się długo na ciele, a łazienka pachnie jeszcze dłuższą chwilę po prysznicu.
Stosowałam peeling codziennie - wiem, że producent zaleca inaczej (1-2 razy w tygodniu), jednak tak, jak wspomniałam wcześniej, w moim odczuciu śmiało możemy rozpieszczać się tym peelingiem nieco częściej.
Aplikowałam go na zwilżoną skórę, wykonywałam masaż, po czym spłukiwałam - jest to proste i szybkie, bowiem peeling nie zostawia żadnej lepkiej czy też tłustej powłoki na skórze. Z drugiej strony, nie wysusza, ciało jest gładkie i oczyszczone, a martwy naskórek jest dobrze złuszczony - ten produkt to takie połączenie dobrego żelu i peelingu, 2w1 :).
Oczywiście zaraz po prysznicu aplikowałam olejek, ale to bardziej z przyzwyczajenia - bo peeling naprawdę nie wysusza i nie podrażnia, jest delikatny nawet dla wrażliwców. W porównaniu do wielu innych peelingów myjących, ten plasuje się na naprawdę wysokim miejscu, bo inne albo szybko się kończyły, albo słabo oczyszczały, albo drobinek miały w sobie tyle, co kot napłakał - a Rituals ma wszystko to, co lubię najbardziej i czego wymagam od tego typu kosmetyków.
Jest bardzo wydajny, bo moja tubka 70 ml wystarczyła mi na nieco ponad dwa tygodnie - a używałam peelingu codziennie.
Jedyne zastrzeżenie mam do ceny, bo faktem jest, że jest ona dość wysoka - za pełnowymiarowy słoik (375g) producent życzy sobie prawie 90 zł.
Nie jest to mało, zwłaszcza, że za te same pieniądze mogę mieć genialne zdzieraki od Indigo... Ale, prawda jest taka, że to zupełnie dwa różne produkty, o różnym stopniu złuszczania, oparte na różnych formułach - i właściwie wszystko zależy od tego, czego potrzebujemy i na jakie efekty liczymy.
Podsumowując - w roli codziennego, złuszczająco-myjącego produktu, peeling Rituals sprawdza się znakomicie. Robi to, co ma robić, do tego oczyszcza, nie uczula, starcza na długo i cudownie pachnie. Jeśli szukacie czegoś delikatnego, ale skutecznego i nie przeszkadza wam dość wysoka cena, to bierzcie i kupujcie - Rituals jak zwykle nie zawodzi :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie