Annick Goutal Un Matin d'Orage EDT 

Mocno wyczuwalna champaka wraz z gardenią tworzą świeży, wiosenny bukiet mokry jeszcze od rosy. Zapach jest kobiecy i naprawdę interesujący, a jednocześnie nie powala intensywną kwiatowością. Z reguły za champaką nie przepadam, ale tu podana jest naprawdę ładnie. Warto poznać!

Na mojej skórze to kwitnąca aksamitna gardenia od początku do końca, bardzo rzeczywista. Wspaniała, jeśli ktoś lubi te kwiaty. Zapach na początku zielono-świeży. Jestem bardzo miło zaskoczona. Od dawna szukałam perfum, które tak wiernie odtwarzałyby zapach tego kwiatu. Bardzo je polubiłam. Zapach mało inwazyjny, choć wyrazisty, ale wyczuwalny tylko dla osób, które znajdują bardzo blisko. Jedyny minus to trwałość. Po godzinie już ich nie ma. Używam tego produktu od: kilku dni. Ilość zużytych opakowań: próbka.

Czy tak pachnie "burzowy poranek"- nie wiem... raczej nie, tak pachnie ogród po deszczu, czy ogólnie cienisty ogród majowym wieczorem, ogród zadbany, skoszona trawa, przycięte krzewy, jednak furtka lekko zardzewiała. Zapach bardzo roślinny, zielony, wilgotny, lekko gorzki. Piękny, ale zbyt dosłowny. trwałosć : przyzwoita buteleczka : ładna Używam tego produktu od: miesiąc Ilość zużytych opakowań: odlewka

Brat bliźniak Mandragory- zapachu od tej samej pani ;) Początek rzeczywiście pomarańczowy, przełamany nutą zielonej goryczki. Jak to pachnie? Ano tak jak potarty liść geranium. Zmienny, zależny od pory dnia i temperatury. Raz kwaskowaty, innym razem wręcz męski i przesiąknięty potem. Trwałość nie zachwyca - 3 h. Flakon - :love: Używam tego produktu od: 2 miesiące Ilość zużytych opakowań: próbka 1 ml

W pierwszej chwili pomyślałam sobie co za paskud pomarańczowy! Prawdziwie niszowy brzydalek. Jednak w trakcie rozwoju zmieniłam zdanie. początek: surowe zgniecione liście, sok z łodyżek wczesnowiosennych, tatarak, białe świeże soczyste drewno. rozwój: subtelne wkroczenie pomaraczowej smużki, a raczej pyłu, który pachnie niezwykle delikatnie i roztapia ten zapach w miękki. Rozkwita w wiosenny ogród, w którym znajdują się same delikatne kwiatki. I na tym etapie stwierdziłam, że to jest COŚ. koniec: znika bardzo powoli. Ostatnie nuty to oddech promiennej pomarańczki. Muszę przyznać, że ciekawy to zapach i uroczy dziwak. Do polubienia.

Dzięki uprzejmości pewnej Wizażanki miałam okazję w końcu go przetestować. Jest w nim to, co lubię - lekko gorzki kwiat pomarańczy, odrobina tuberozy i cytrusy. I z czymś silnie mi się kojarzył. Powąchałam próbkę LArtisanowskiego La chasse aux Papillons - bingo! Bardzo podobne zapachy. Białe kwiaty w wersji lekko gorzko-kwaskowej dzięki domieszce cytrusów. Trwałość średnia. Buteleczka śliczna edit: a w zimnie jest totalnie upojny :slina: Cytrusy zaznaczają się delikatnie, leciutką goryczką, mocno wyczuwalny jest zielony, roślinny sok z bambusa, a tło stanowi gardenia i jaśmin :crazy: Faktycznie pachni jak ogród po burzy :love: Jestem zachwycona. Używam tego produktu od:- Ilość zużytych opakowań:test

Jako że "Poranek" kupiłam w Paryżu, bardziej kojarzy mi się z francuskim ogrodem, na przykład takim Jardin du Luxembourg w upalnie czerwcowe południe, kiedy ludzie spacerują leniwie, słońce pali, kwiaty pachną słodko, powietrze jest duszne i ciężkie, a na niebie widać już burzowe chmury. Tak, tak, bo dla mnie Un Matin to poranek przed burzą :) Jest to zapach wybitnie kwiatowy, ale zupełnie nie świeży. Na mnie pachnie ciężko i przytłaczająco - ale to właśnie w nicm kocham: tę intensywność, kobiecość, nawet pewną wysublimowaną roślinną drapieżność i charakter zapachu, obok którego nie można przejść obojętnie. Trudno mi powiedzieć coś o flakoniku, bo mam wersję 10ml w roll-onie. Ale widziałam go w sklepie i wydaje mi się bardzo interesujący, choć wg mnie nie do końca oddaje to, co ja czuję w tym zapachu. To moje pierwsze spotkanie z Annick Goutal - bardzo udane :) Używam tego produktu od: kilku dni Ilość zużytych opakowań: w trakcie flakonika 10ml

Zacznę od tego, że flakon bardzo pasuje do zapachu - perłowo-biały, subtelny, klasyczny. Sama nie wiem, czego spodziewałam się po Un matin dorange, ale żadne moje wyobrażenia nie okazały się trafione. Perfumy te są z pozoru lekkie i świeże, ale noszone w dużej ilości mogą obezwładnić;) Na początku pojawia się gardenia - dopiero co zerwana, zroszona deszczykiem. Później do głosu dochodzą zielone nuty łodyżek, które trwają przez cały czas gdzieś w tle i sprawiają, że zapach jest bardzo zimny. Na koniec przebija się intensywna nuta jaśminu, bardzo podobna do tego z Le jasmin, rownież Annick Goutal. Ci, którzy mają bogatą wyobraźnię, mogą wyczuć bez, ale to nie ebz, tylko mieszanka wymienionych wcześniej nut. Całość jest lekka, ale i dostojna, mnie osobiście kojarzy się z majowym porankiem w moim ogrodzie - chłodem w cieniu krzewów i promieniami słońca, które jeszcze nie zdążyło nagrzać trawnika. Gdybym miała przypisać ten zapach na jakąs konkretną okazję, to byłby to ślub. I z myślą o moim ślubie kupiłam te perfumy. Wydają się idealne dla panny młodej. Nie wiem jednak, czy akurat ten zapach założę za parę miesięcy, bo moja lista marzeń zapachowych jest wciąż pełna:) Teraz, kiedy mamy jeszcze paskudną pogodę, wiatr i deszcz, jakoś nie najlepiej nosi mi się Un matin dorange. Czekam na ciepłe dni wiosenne i słońce. Wtedy będzie idealny. Używam tego produktu od:3 dni Ilość zużytych opakowań:w trakcie 100 ml