Cudowny powiew przeszłości.
Nie doczekałam się rozbiórki, ale chęć poznania zapachu była tak wielka, że w przypływie żądzy i szaleństwa kliknęłam na e-glamour całe 100 ml w dobrej cenie. :)
Z zapachami kupionymi w ciemno zawsze jest tak, że czeka nas albo miłe zaskoczenie, albo rozczarowanie. Wiadomo, pierwsze i drugie uczucie są tym bardziej intensywne, im droższa butelka. :D
Bal a Versailles mnie nie zawiodło. Spodziewałam się, że zapach wykreowany w 1962 roku będzie zupełnie inny od tego, co proponuje się współcześnie. Wiadomo, zmieniły się trendy w perfumiarstwie, zmieniła się moda. Tylko, że ja niekoniecznie chcę podążać za modą. Nie lubię pachnieć tym, co jest aktualnie modne i na topie. Choćby dlatego, że uważam perfumy za element, który powinien kobietę wyróżniać, podkreślać jej indywidualność.
Bal a Versailles to zapach, w którym czuć, że nie został skomponowany w ostatnich latach. To tak, jak w czarnej Coco od Chanel. Ale w tych zapachach ich dojrzałość jest atutem.
W BaV mamy sporo kwiatowych nut, ale są one skomponowane w zupełnie innym stylu, niż robi się to dzisiaj. Początek jest bardzo intensywny, duszący, szyprowy, wręcz troszkę męczący. I mylący, bo zapach szybko zaczyna rozwijać się w zupełnie innym kierunku. Szybko, czyli nie po godzinie czy dwóch. Właściwie nuty szyprowe przestają wibrować zaraz po tym, jak wyparuje alkohol. Zapach robi się cieplejszy, bardziej cielesny, pudrowy. Gdzieś w tle pobrzmiewa paczula, przypominając mi album "Like a Prayer" Madonny z 1989 roku. Dlaczego akurat tę płytę? Bo pamiętam, jak wiele lat temu wpadł mi w rękę winyl "Like a Prayer", z którego bił zapach oleku paczulowego właśnie. Wtedy nie wiedziałam, że ten ciekawy, niepokojący słodko- korzenny zapach to paczula, choć dzisiaj wiem, że podświadomie szukałam tej nuty w perfumach.
Dopiero w epoce internetu wyczytałam, że w pierwszej edycji winylu "Like a Prayer" okładka była rzeczywiście nasączona olejkiem paczulowym.
BaV jest jak Madonna z tamtego okresu- pełen sprzeczności i nieprzewidywalny, wzbudzający zmieszanie i pożądanie zarazem.
BaV nie ocieka seksem, ale pozwala kobiecie czuć się seksowną. Chodzi mi o to, że sam nie wzbudza pożądania, jak np. Hypnotic Poison. BaV potrzebuje do tego nosicielki, jej ciepłej skóry, uśmiechu, cichego oddechu.
Uważajcie, bo to nie jest zapach lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze. To nie jest coś, co można beztrosko nosić na dyskotece. To woda toaletowa o mocy wody perfumowanej, niezwykłej trwałości i wielu obliczach.
Polecam, ale na pewno nie komuś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z zapachami i perfumiarskimi perełkami.
Mam wrażenie, że można go docenić dopiero wtedy, gdy ma się jakieś rozeznanie na zapachowym rynku. Wtedy BaV zyskuje na wartości i pozwala się pokochać. :)
Butelka w stylu retro rewelacyjnie licuje z zawartością i jest wspaniałą ozdobą toaletki. Może tylko zwieńczający flaszeczkę korek w kształcie tulipana mógłby sprawiać mniej plastikowe wrażenie.
EDIT:
A tak sobie pomyślałam, że dopiszę...
1. Im dłużej wwąchuję się w ten zapach, tym bardziej licuje mi on z okładką płyty "Like a prayer"- jeśli ktoś potrafi sobie tak kojarzyć zapachy, to mnie się on kojarzy właśnie z tą płytą i jej klimatem. Coś w tym jest- niby staroć ale co z tego, skoro większość nowości do pięt mu nie sięga? :)
2. Gwoli ciekawostki- to był jeden z ulubionych zapachów Michaela Jacksona. Właściwie ten najbardziej ulubiony. :)
Używam tego produktu od: Kilku dni.
Ilość zużytych opakowań: W trakcie 100 ml EDT.