Wcale nie taki okrutny, tylko okuratny!
Peeling dostałam w prezencie od zadowolonej Klientki – czyli mojej Mamusi :* – która wypróbowała go u kosmetyczki w ramach wypielęgnowana dłoni. Nie ma się tu czemu dziwić, bo jest fantastyczny! Polubiłam się z nim już od pierwszego użycia, choć jakąś wielką fanką peelingów nie jestem. Najpierw przetestowałam do na dłoniach. Jeżeli czytacie moje recenzje kremów do rąk, to na pewno wiecie, jaki mam do nich stosunek... A jeżeli nie wiecie, to wam powiem! Otóż: po każdym umyciu rąk MUSZĘ zaaplikować na nie krem, bo nie mogę znieść uczucia - jak ja to mówię - "suchych rąk". Proszę sobie wyobrazić, że tym razem nie było to konieczne i nie leciałam od razu po tubkę kremiku, by nawilżyć skórę. Ten peeling zupełnie nie spowodował u mnie takiej reakcji, co było dla mnie zadziwiające i odczekałam ten kwadrans pozostawiając dłonie bez dodatkowej pielęgnacji. To już o czymś świadczy... Sama byłam w ciężkim szoku! Doskonale nawilża skórę bez uczucia ściągnięcia i dodatkowo ją natłuszcza z uwagi na swoją quasi-masełkowatą konsystencję i warstwę okluzyjną, którą otula skórę. Dobrze przyczepia się do ciała, nie spływa z niego.
Jest niesamowicie wydajny! Kiedy przeczytałam, że taki słój starcza na 6 myć to złapałam się za głowę, bo mi spokojnie wystarcza na 10 razy tyle (nie używam go codziennie, nie zawsze na całe ciało, dlatego mogę się nim cieszyć długo długo). Cukrowe drobinki dokładnie czyszczą skórę z zanieczyszczeń, natomiast parafina wraz z woskami znajdującymi się w składzie natłuszczają suchą skórę, automatycznie ją uelastyczniając i nabłyszczając.
Wszelkie uszkodzenia mechaniczne, których ostatnio nabawiłam się po goleniu nóg zostały złagodzone. Nie jest to okrutny peeling zarówno pod względem struktury, działania, jak i zapachu. Drobinki nie są ostre, a... cukrowe! Nie ma tu mowy o zjechaniu skóry, czy o podrapaniu; a zapach jest ujmujący! Niezwykle apetyczny! Kojarzy mi się z maślanymi ciasteczkami cytrynowymi, albo cytrynową mambą czy też apteczną (czy też apEtyczną) cytrynową gumą rozpuszczalną dla dzieci. Ta wanilia wyraźnie uspokaja cytrynę - nie jest to żaden orzeźwiający cytrus, a właśnie taka kremowa, otulająca masa cytrynowa okraszona wanilią. Bardzo przyjemne. Osobiście wolę w ten sposób. ;) doprawdy, mogłabym się zjeść! :P
Skóra po użyciu tego peelingu jest miękka, jedwabista, aksamitna, nawilżona, ujędrniona, elastyczna, błyszcząca, pachnąca długo i wyraźnie – no po prostu cudo!
Ogromnie podoba mi się również ten słój - jest bardzo wygodny i estetyczny. Przezroczysty, szeroki, zakręcany za pomocą białej nakrętki z wizerunkiem... zielonego ciastka? (tak, to chyba jest to cytrynowe ciasteczko, prawda?), zielonymi i białymi serduszkami oraz wyznaniem "i ♡ ziaja" (cóż, ja też!) Kosmetyk zabezpieczony jest sreberkiem. Napisy na pudełeczku to wytłoczenia, nie zaś etykietka - jak na większości peelingów. Opakowanie jest na tyle poręczne i duże, że po zużyciu zawartości, może posłużyć nam do przechowywania drobnych przedmiotów. Pozytywnie nastraja mnie sam widok tego peelingu, a co dopiero rezultaty na ciele!
Okuratny ;) produkt bez słabych stron w pełni zasługujący na miano HITU! Wiadomo, że trzeba dokładnie umyć wannę po kąpieli, ale dla mnie to standard, więc nie zaliczam tego do minusów peelingu.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie