Tak jak i Ikat Jasmine, tak samo Tangier Vanille poznałam dzięki próbkom otrzymanym do zakupów. Potestowałam, pokochałam i zwariowałam, kupując od razu całą setkę. Mało mi serce nie pękło, ale co tam, raz się żyje, zwłaszcza dla TAKICH perfum!
Przyznam szczerze, że do dziś jestem pod wrażeniem tej kompozycji. Wanilia, egzotyczna i słodka, ale nie budyniowa czy ciasteczkowa. Ta jest niejadalna, ale nie znaczy, że jest gorsza. Nieco pikantna, przyprawowa, wytrawna. Otwarcie jest słodkie, z delikatnym sznytem bułgarskiej róży, ale już po chwili madagaskarska wanilia rozwija skrzydła. Benzoina i odrobina bobu tonka lekko podszczypuje w nos, różowi policzki i rozgrzewa ciało i duszę, jednak wanilia nadal gra tam pierwsze skrzypce - jak diwa na scenie, pozostałe składniki są jej tłem, pięknym, równie doskonałym, jak Ona sama.
Zapach trwa w tej formie przez długi, długi czas, by na koniec odwiedziły nas piżmo oraz drzewo sandałowe, wspaniale i subtelnie otulając, zaś kochana ambra ogrzewa nas swoim ciepłem. Doskonałe perfumy, wszystko tutaj jest idealnie zgrane, w idealnych dawkach, tutaj niczego nie jest za dużo czy za mało.
Tangier Vanille, ze względu na swój ciepły i orientalny charakter doskonale sprawdzi się w jesienne i zimowe wieczory - choć za dnia też nie będzie niestosowny. Pasują do dzianiny, kaszmiru, ale także i do koronki, pończoch, szpilek...Tajemniczy, seksowny, zmysłowy i nieodgadniony.
Trwały i z doskonałą projekcją, nie było osoby, która by nie była nim zaintrygowana - ja również jestem oczarowana, choć nie powiem, nie jest to tania impreza!
Powiem krótko: Brawo, Aerin! Nie polecam, bo moje ;)