Mam cerę tłustą, grubą i odporną na wszelkie zabiegi, jednak ostatnio chcąc wykorzystać przed latem końcówki kwasowych kosmetyków trochę przesadziłam z ilością i częstotliwością, łącząc złuszczanie chemiczne z mechanicznym. Efektem była zaczerwieniona, podrażniona i łuszcząca się na nosie skóra. Dla ratowania cery wygrzebałam ze swoich pudeł tę oto łagodzacą maskę biedronkowej marki.
Tkanina maski wykonana została z białego materiału o nieco grubszej i sztywniejszej fakturze, niż większość tego typu masek na rynku. Delikatnie wpływa to na komfort rozkładania i trzymania jej na twarzy, ale też nie jest jakoś wybitnie tragicznie. Przede wszystkim płat ma dobrą wielkość, strategiczne otwory wycięte w odpowiednich miejscach i wielkościach, a dodatkowo maska jest ponacinana dla lepszego dopasowania na nierównościach twarzy. Ze względu na swój nieco sztywny charakter lubi się odkleić od skóry, ale ja zwyczajowo nakładam maskę i przybieram pozycję horyzontalną. To jest moja chwila relaksu. Prewencyjnie nie uczę rodziny, że jestem robotem wielofunkcyjnym. :-)
Esencja w tym przypadku ma niestandardową formę lekkiego kremu. O białej barwie i przyjemnym kremowo-świeżym zapachu. Taka formuła dobrze trzyma się materiału maski i większość esencji nakładamy wraz z nią na twarz. Minimalne pozostałości wklepałam po zdjęciu materiału w szyję i twarz.
Maski w płachcie najczęściej trzymam ciut dłużej, niż to zaleca producent, ale w tym przypadku zanadto nie odbiegłam od instrukcji, ponieważ esencja szybko się wchłonęła. Nie wykluczam, że była to kwestia zapotrzebowań mojej cery.
Maska podczas zabiegu delikatnie chłodziła, a żadnych nieprzyjemności nie odczułam. Mimo dość pokiereszowanej w danym momencie skóry. Nic nie piekło i nie zaogniło się jeszcze mocniej.
Po zdjęciu płachty twarz pozostawała delikatnie lepka, dlatego nie dokładałam już nic więcej. Pozostałości sprawnie się wchłonęły, a moim oczom ukazała się ukojona, wypoczęta i w świetnym stopniu nawilżona cera. Zaczerwienienia i łuszczący się naskórek znacznie się zmniejszyły, a właśnie o to mi chodziło. Efekt nawilżenia utrzymywał się cały kolejny dzień, a podrażnienia nie wróciły już wcale. Jestem bardzo zadowolona z tej maski, chociaż po przeczytaniu opinii lekko się zawachałam.
Skład idealny nie jest, ale tego spodziewałam się po marce BeBeauty, niestety. Na szczęście główne substancje aktywne, takie jak aloes, ekstrakt z herbaty matcha, olej awokado i ekstrakt z nasion soi, znajdują się w pierwszej części składu.
Na minus konserwant - fenoksyetanol, a na plus brak parafiny, sylikonów, PEGów, donorów formaldehydu czy EDTA.
Saszetka graficznie prosta i bez wielkich fajerwerków, ale estetyczna. Wstępnie nacięta, więc dostanie się do maski nie stanowi większego problemu.
Cena niziutka, ale biedronkowe kosmetyki często są seriami limitowanymi, a te maski tkaninowe widuję już bardzo rzadko, czasami pojedyncze walają się po koszach. Szkoda, bo są warte kupienia. Mnie pomogła, więc polecam. I ciesze się, że zapobiegawczo kupiłam resztę wersji.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie