Zasadniczo nie jestem wielką entuzjastką kosmetyków do pielęgnacji rąk i stóp - może niesłusznie, ale ten obszar jest przeze mnie niespecjalnie doceniany. Uważam na to jakich środków myjących używam oraz co jakiś czas nakremuję, natomiast na tym zazwyczaj moja uwaga się kończy. Dlatego też nie zakupiłabym tego peelingu sama, a wylądował na mojej półce jako gratis do większych zakupów czy w innej paczce promocyjnej - szczerze mówiąc nie pamiętam.
Jego zużycie idzie mi dość opornie, ale trochę przyspieszyło w obecnych czasach epidemicznych, gdy mycie rąk stało się sportem narodowym i staram się jednak dłoniom wynagrodzić częstszy kontakt z detergentami. Na ten moment używam peelingu Tołpy 1-2 razy w tygodniu, po myciu, wmasowując produkt przez około minutę w wilgotne dłonie, następnie zmywając i nakładając krem. Producent zaleca wmasowywać peeling około 2 minuty, ale ja bym się chyba zanudziła na śmierć, poza tym - hej, od tego naprawdę bolą ręce, jak chcemy robić to porządnie! Natomiast polecam metodę nakładania peelingu drugiej osobie - wtedy wszystkie cztery ręce są masowane, oszczędność kosmetyku, kontakt z innym człowiekiem - bomba, same zalety. :)
Peeling pachnie trochę owocowo, ale raczej sztucznie. Ma dość rzadką konsystencję, ale nie spływa ona z rąk, trzyma się skóry i nawet trochę wchłania w czasie wmasowywania. Wyczuwalne są pojedyncze drobinki ścierające - na pewno nie są specjalnie ostre, ale jest ich sporo, jak to przy korundzie. Natomiast przede wszystkim jest to peeling enzymatyczny, drobinki mechaniczne są tutaj tylko dodatkiem.
Peeling nie podrażnia skóry, po zmyciu jest ona faktycznie dość wygładzona, wydaje mi się że lepiej chłonie nawilżenie z balsamów czy kremów. Na pewno nie jest to mocny zdzierak ani nie zapewni nam całkowicie nowej skóry, ale jak komuś zależy na delikatnym pobudzeniu krążenia i odnowie naskórka, to Tołpa sprawdzi się dobrze.
Niestety drobinki korundu lubią wchodzić pod paznokcie, więc to jest lekko upierdliwe, no ale taki urok korundu.
Skład całkiem fajny, sporo obiecanych ekstraktów owocowych w charakterze peelingu enzymatycznego i mechaniczny korund, ale też trochę mikroplastiku i dość kontrowersyjny Disodium EDTA.
Opakowanie to zgrabna plastikowa tubka, którą pewnie przy końcu trzeba będzie rozciąć i wygrzebywać resztkę kosmetyku (a przy korundzie wygrzebywanie może być dość nieprzyjemne, patrz fragment o ziarenkach upierdliwie wchodzących pod paznokcie). Nie widać stopnia zużycia kosmetyku, bo tubka jest nieprzezroczysta.
Używam kosmetyku od około 2 miesięcy bardziej regularnie i wydaje mi się, że jeszcze nie zbliżam się do końca opakowania, więc wydajność zadowalająca.
Nie wiem czy kupię ponownie, bo jest z tym jednak trochę zabawy, a jak już powiedziałam dłonie nie leżą w moim głównym obszarze kosmetycznego zainteresowania. Ale jeśli komuś zależy na delikatnym peelingu rąk, to polecam!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie