Paletkę upolowałam na jakieś wyprzedaży za 15 zł-zwiodło mnie to urocze opakowanie(mam słabość do tych czekoladek) oraz dawna sympatia do różowych makijaży. Obecnie zdecydowanie wolę odcienie nude na powiekach, ale stwierdziłam, że warto mieć coś dla urozmaicenia, bo chociaż nie jestem fanką miksowania kolorów oraz różnorodności barw, to jednak lubię od czasu do czasu zrobić jakiś makijaż w stylu cute/kawaii w różach.
Kolorystyka wiśniowej czekoladki jest całkiem ładna, ale już na moich oczach w zestawieniu z moim typem kolorystycznym stają się dla mnie za ciepłe. Z większości cieni na powiece(podczas blednowania) zaczynają wybijać rdzawe/czerwone/pomarańczowe tony, nawet jeśli w opakowaniu wydają się być jedynie lekko ciepłe i bardziej idące w brąz, na przykład Pair(który w paletce wydaje się być lekko różaną kawą z mlekiem to na skórze jest już wyraźnie cieplejszy, ceglasty) czy All Gone(ładna stonowana marsala w wyprasce, bura i oranżowa cegiełka na powiece).
Bardzo fajne są tutaj matowe ciemniejsze brązy Dark Chocolate i Black Forrest, super do zewnętrznego kącika. Ogólnie maty w tej paletce są mocniejszą stroną-mają niezłą pigmentację, można je zbudować i chociaż są nieco twardsze to chwytają się pędzla. Można je budować, sensownie rozetrzeć i nie zrobią plamy z prześwitami(chociaż potrzebują trochę pracy oraz cierpliwości). Osyp w normie-przy ciemniejszych cieniach będą trochę pylić, dlatego trzeba zawsze dobrze otrzepać pędzelek z nadmiaru.
Jaśniejsze maty Spring i Almond mają gorszą pigmentację, ale spokojnie nadają się do rozcierania oraz pod łuk brwiowy, ogólnie dobrze, że są w paletce-takie cienie zawsze się przydają.
I tak jak wolę zazwyczaj błyszczące cienie do powiek, tak błyski są słabszą stroną Chocolate Cherry Palette. Są śliczne-moim ulubionym jest Kirsch(trochę nieoczywisty, herbaciany, ładny na całą powiekę), Pop(jest słodki, jest kiczowato różowy, jak mam go nie lubić? :D ) oraz Cherry Cola(taki ciut cieplejszy brązik, ale ciekawą ma poświatę).
Cienie błyszczące na początku są przyjemnie miękkie i dobrze chwytające się bazy pod cienie, ale szybko w palecie dotyka ich zjawisko ,,szklenia"-robią się twarde i zbite w wyprasce, aplikacja-tylko palcem i to kilkukrotna, aby przenieść kolor na powiekę. Po jakimś czasie muszę lekko zdrapać wierzch cienia bym mogła go dalej używać, zauważyłam, że przy cieniach Make Up oraz I Heart Revolution to częste zjawisko przy cieniach błyszczących.
Wykończenie błysków idzie bardziej w stronę satynowej perły/jednolitego metalika-jako fanka drobinek oraz migoczących błyskotek czuję lekki niedosyt. Dziwnym cieniem jest Blossom(satynowy mocno rozbielony róż)-kiepsko napigmentowany, słabo widoczny na powiece, nawet przy aplikacji palcem robi prześwity(a liczyłam, że to będzie fajny subtelny cień na całą powiekę).
Na trwałość tych cieni nie narzekam-zawsze używam bazy(mam tłuste oraz opadające powieki) i na takowej cienie z recenzowanej paletki trzymają się spokojnie do 7-9h, po tym czasie trochę blakną i czasami nieco się zlewają, ale nie rolują się oraz nie zbierają w załamaniu powieki.
Mam wrażenie, że czasami troszkę podrażniają moje wrażliwe oczy powodując dyskomfort.
Ja nie lubię zapachu tych cieni-ktoś określił to jako zjełczały likier wiśniowy i przyznam, że to bardzo trafne porównanie. Chemiczny, sztuczny i w jakiś sposób irytujący.
Opakowanie oprócz uroku ma w sobie sensowne lusterko-czasami zdarzało mi się w nim pomalować :)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie