Zapach zakupiłam w ciemno, nie jest bardzo drogi, a czytając opis nut zapachowych stwierdziłam, że powinien mi się spodobać.
No i pewnie nazwa, która jednoznacznie się kojarzy, ale nie dajcie się nabrać, z Chanel nie mają NIC wspólnego!!!
Mademoiselle Rochas należy do zapachów owocowo-kwiatowych (w teorii), bo dla mnie niestety tak nie pachnie. Nuty owocowo-kwiatowe dla mnie są radosne, lekkie, słodko-kwaskowe, a ten zapach jest ciężki, trochę duszący, mocny.
Otwierają go owoce (kandyzowane jabłko, czarna porzeczka, pomarańcza i cytryna), ale to jest szybkie otwarcie, które zaraz znika, by przejść przez egipski jaśmin i różę (dla mnie przejście niezauważalne) do bazy, czyli nut, które zostają najdłużej, czyli: wanilii, drzewa sandałowego, ambry i piżma, czyli ciężki kaliber ;)
Dużym plusem dla zapachu jest jego trwałość, wyczuwalna przez cały dzień, na ubraniach nawet dłużej. Projekcja dobra, ale ja lubię zapachy, których ja sama nie czuję, a wszyscy dookoła pytają, kto tak ładnie pachnie. Tymczasem Mademoiselle Rochas czuję przede wszystkim JA, a potem otoczenie.
Dla mnie zapach jest przytłaczający, taki trochę toporny, brak mu elegancji, ale wiem, że może się podobać, bo jestem komplementowana.
Polecałabym na jesienny lub zimowy wieczór na spacer zakończony kolacją, ale niekoniecznie w wykwintnej restauracji ;)
Szata graficzna butelki bardzo skromna, ładna. Wykończona wstążeczką.
Zapach nie drogi, a trwały.