10 lat temu dostałam go od mojej Mamy.
Szykowałyśmy się na wesele mojej starszej siostry, kupowałyśmy w supermarkecie piankę do włosów i rajstopy, obok stały tanie wody toaletowe. Rodzicielka stwierdziła, że jako już prawie piętnastolatka jestem na tyle dorosła, że powinnam i ja mieć swoje perfumy(zwłaszcza, że lada dzień takie święto i trzeba urodę podkreślić w każdym detalu!), wybrała mi właśnie Bi-Es Crystal(sama też go ze mną wtedy używała, podobał jej się ;)).
Przyznam, że wtedy mnie specjalnie nie zauroczył, ale go polubiłam-był ze mną w bardzo miłym dla mnie okresie czasu, towarzyszył mi przy pewnych ważnych chwilach, no i dostałam go od mojej mamy. Mimo to po wypsikaniu flakonika o nim zapomniałam i wpadłam w wir innych zapachów szukając swojego gustu.
Przypomniałam sobie o nim w okolicach właśnie tej okrągłej rocznicy. Po raz kolejny zakupy z Mamą, w tym samym supermarkecie(moi rodzice są wierni tej samej polskiej sieci odkąd pamiętam)-tym razem zawzięta debata nad wariantami mydełek Dove :D I znowu tanie perfumy na półce obok, jak zobaczyłam Bi-Esy to musiałam je po prostu kupić, uznałam, że to nie jest zbieg okoliczności.
Dodam, że nie należę do osób, które w wyborze perfum kierują się wyszukaną ceną, wyszukaną marką czy wyszukanym flakonem. Jeśli podoba mi się tani zapach typu Bi-Es lub La Rive to kupuję by z przyjemnością używać, bo jeśli w(i z) danym zapachu czuję się dobrze to całą resztę mam gdzieś i nie będę wstydzić się używania wody toaletowej za 20 złotych ;)
A flakon Crystala wybitnie cieszy moje oczy, bo uwielbiam przejrzysto-kryształowe rzeczy!
Muszę przyznać, że teraz Crystal doceniam! Po tych 10 latach...przerobieniu różniastych zapachów z różniastych półek cenowych, perfumiarskich prezentach(tych mniej i bardziej trafionych), różnych wydarzeniach(gdzie byłam ubrana w inne zapachy) i przemianie z beztroskiej nastolatki w dorosłą kobietę z jakimś tam swoim bagażem doświadczeń.
To jest to czego mi brakowało-zwykłego i taniego zapachu dzięki któremu poczuję się beztrosko, radośnie oraz nastolatkowo , ale bez noszenia na sobie koktajlu owocowego czy waty cukrowej.
Bi-Es Crystal w jakiś sposób mnie odświeża i uspokaja, to jest ten zapach, który pasuje mi do wszystkiego, nawet do bluzy.
Prostolinijnie słodkawe i kwiatowe, dające na początku alkoholowo-szamponową nutą tanich perfum* stały się moją przyjemną odskocznią i ostoją gdy chcę odpocząć od bardziej wyszukanych czy wyrafinowanych zapachów.
Bi-Es Crystal to słodkie maliny, beztroskie i soczyste liczi, oczywista frezja, mydlana konwalia(i wspomnienia nieodżałowanego mydła konwaliowego Luxella, które uwielbiałyśmy z moją mamą), gdzieś tam trąci banałem i nawet lekką infantylnością. Owocowe, ale nie w jadalny czy orzeźwiający sposób. Kwiatowe, ale nie w stylu dojrzałego kwieciuchowgo killera. To zasługa cedru i paczuli, które sprawiają, że nie da się Crystal włożyć do jednego worka i jednocześnie nie są cukrowym ulepkiem-co łatwo zrobić przy pomocy malin.
Po jakimś czasie świetnie się na mnie układają, bardziej waniliowo i miękko.
Na pewno nie tracą czymś dziwnym, nie zaskakują dynamiką i kalejdoskopem nut. To lubię.
Są trwałe! U mnie spokojnie trzymają cały dzień w pracy, nawet dostałam pytanie czym pachnę, a zazwyczaj perfumy szybko się ze mnie ulatniają.
Jak rano koło godziny 7 ich użyję to jeszcze po 20tej je spokojnie i wyraźnie czuję. Naprawdę mnie ten fakt miło zaskoczył.
PS: Moja Mama znowu mi je podbiera ;)
*ale to absolutnie nie jest taka nuta jak w ,,perfumach" typu Coco Chambell czy Hersace oferowanych na bazarkach przez przedstawicieli wschodnio-południowych nacji ;)
Których wystrzegam się jak ognia ;)