Nature Queen Hydrolat z lawendy 

Od dawna chciałam spróbować coś od marki Nature Queen, zdecydowałam się na hydrolat, bardzo je lubię a dobre opinie o ich przekonały mnie do zakupu. Zapłaciłam w drogerii internetowej 19,99zł, był wtedy w promocji. Regularna cena to coś ok 27zł. Hydrolat ma pojemność 100ml, co też przekonało mnie do zakupu, bo większość tych, których używałam miało pojemność 50ml a cena była identyczna więc wydajność i pojemność na plus. Opakowanie okej, atomizer działał i działa bez przeszkód, dozuje lekką, drobną mgiełkę, choć raz na jakiś czas zdarzyła mi się jakaś grubsza zbłąkana kropla. O tyle o ile opakowanie było okej i nie mam zastrzeżeń, tak spod nakrętki atomizera jak przechyliłam buteleczkę wylewało mi się trochę płynu, co jest mniej fajne. Nie wiem czy to kwestia niedoróbki czy moje opakowanie było felerne. Zapach hydrolatu z lawendy to rzeczywiście nie jest aromat dla wszystkich, jest to zapach z kategorii dusicieli podobnie jak czystek - mdły, zielasty i po prostu czuć sfermentowany kwiat, perfumy to nie są ale taki urok hydrolatów, mi już to nie przeszkadza. Szczerze mówiąc nie zwracam nawet na to uwagi i dopiero jak zaczynam opakowanie jakiegoś hydrolatu muszę 1-2dni się do niego przestawić i potem nie robi mi to różnicy. Po aplikacji skóra się nie kleiła, była świeża i orzeźwiona. Jeśli chodzi o działanie, to świetnie koi skórę. Czy to po umyciu skóry, czy po zmyciu glinek bardzo przyjemnie odprężał skórę, koił i usuwał od razu uczucie spięcia skóry. Choć może to działanie kojące nie jest jakieś długofalowe, to chwilę po aplikacji naprawdę czuć ulgę. Stosując go miałam wrażenie, że moja skóra jest wyciszona, zaczerwienień praktycznie nie miałam więc być może ten hydrolat coś też wskórał w tym temacie. Brakowało mi jednak takiej leciutkiej choćby dawki nawilżenia, bo mam cerę mieszaną nawilżenia nie potrzebuje dużo a jednak taka ciegiełka nawilżenia byłaby spoko. Podsumowując całkiem spoko, używam miesiąc i z buteleczki 100ml jeszcze coś mi zostało, z ciekawości i faktu, że hydrolat ma prosty skład bez dodatków, skuszę się jeszcze na ten z mięty pieprzowej.

Hydrolat lawendowy kupiłam spontanicznie, kierując się opisem produktu. Zależało mi wyłącznie na pielęgnacji twarzy, więc nie używałam go np. do włosów, czy ciała. Przede wszystkim był to dla mnie zamiennik toniku, zatem po dwuetapowym myciu twarzy spryskiwałam nim skórę (nie jakoś bardzo obficie), a następnie dawałam mu chwilkę (ok. 20 sek.) na wchłonięcie i ewentualną resztkę produktu delikatnie wklepywałam. Aktualnie moja cera jest bardziej wymagająca niż zwykle (stosuję retinol - zatem w dużym stopniu stawiam na nawilżenie, odbudowę bariery hydrolipidowej, łagodzenie ewentualnych podrażnień i zaczerwienień). Hydrolat lawendowy w powyższym przypadku był dla mnie lekkim ukojeniem. Na pewno nie czułam żadnego pieczenia podczas aplikacji (a bywało tak m.in. przy hydrolacie oczarowym). Faktycznie działał łagodząco i odświeżał skórę. Nawilżenie natomiast było w moim odczuciu niewystarczające - nadal odczuwałam lekkie ściągnięcie skóry (prawie takie, jak bezpośrednio po umyciu twarzy). Niemniej nie uznaję tego za dużą wadę ponieważ jest to tylko element całej pielęgnacji mojej (jak już wspominałam wyżej) wymającej twarzy i reszta zalet przeważa na korzyść tegoż hydrolatu. Zapach jest oczywiście kwestią gustu. Wiedząc, że jest to produkt naturalny, nie oczekiwałam pięknie pachnącej lawendy. Jest to dla mnie raczej mieszanka zapachów: herbaty i więdniejących kwiatów lekko przypominających lawendę. Pozostałe aspekty jak: ładne, szklane opakowanie oraz atomizer dozujący odpowiednią ilość produktu - zasługują na duży plus.