Skarb Matki Antybakteryjny żel do mycia rąk 

Produkt dostałam w zamówionym Chillboxie - jednak na jakiś czas przepadł w czeluściach torebki. Żel znajduje się w przezroczystej tubce, na której znajduje się przyjazny dla oka rysunek morskich stworzonek oraz informacje w niebieskim kolorze. Przezroczysta tubka umożliwia nam szybkie sprawdzenie ile produktu nam jeszcze zostało. Nakrętka produktu posiada wieczko, które zamyka się z takim typowym klikiem. Opakowanie jest trwałe - można bezpiecznie nosić je w torebce. Produkt jest przezroczysty i bardziej w formie rozwodnionej niż typowego żelu - dlatego trzeba bardzo uważać przy otwieraniu produktu. Zapach - istna tragedia. Czuć drażniący zapach alkoholu - kompletnie nie nadaje się dla dzieci. Żel szybko wysycha z naszej skóry, niestety lepka warstwa pozostaje stosunkowo długo, tak samo jak nieprzyjemny zapach oraz resztki produktu ( przez dłuższy czas po użyciu żelu nie jestem w stanie trzymać dłoni przy twarzy - oczy zaczynają piec). Nie odczułam aby produkt nawilżał skórę moich dłoni. Nie polecam tego produktu - nie spełnia oczekiwań producenta, jak dla mnie ma same wady.

Żel poznałam dzięki pudełku od BeGlossy. Opakowanie ma ładne i spokojne. Konsystencja jest tak rzadka, że pomimo delikatnego otworzenia opakowania część wręcz wyleciała. Co już nie było dla mnie dobrym znakiem. Ma bardzo brzydki zapach, przypomina to płyny do dezynfekcji, które są w sklepach. Od razu po jego nałożeniu ma się ochotę je zmyć. Bardzo mocno wysusza skórę, więc krem do rąk przy nim jest niezbędny. Niestety zaczęłam go zużywać do dezynfekcji toaletki bo niestety na dłonie nie zamierzam go już nakładać.

Żel znalazł się w boxie BeGlossy. Opakowanie ma ładne jak zresztą wszystkie produkty tej marki. Konsystencja jest taka że ledwo się otworzy tubkę a on już się z niej wylewa. Jakoś rąk niezbyt przyjemnie pachnie. Ale największy minus to fakt że Ma tylko 60 % alkoholu... No sorry ale nie zadziała na to co chcemy. Zużywam do lekkiej dezynfekcji pędzli.

Żel ten znalazłam w swoim pierwszym boxie BeGlossy. Oczywiście w dzisiejszych czasach takie produkty to absolutny Must Have, więc bardzo szybko udało mi się go przetestować. Już po około tygodniu codziennego stosowania miałam o nim wyrobioną opinię. Kosmetyk zamknięty jest w przeźroczystej tubce z nadrukami - opakowanie jest proste, ale solidne, w dodatku widać, ile jeszcze żelu mamy do dyspozycji, co zawsze jest dodatkowym atutem. Bajkowy nadruk najpewniej ma zachęcać dzieci do częstej dezynfekcji rąk. Żel reklamowany jest jako produkt o przyjemnym zapachu. No cóż, trudno spodziewać się, by coś o wysokiej zawartości alkoholu mogło pachnieć przyjemnie. Tuż po aplikacji kosmetyk ten śmierdzi dokładnie tak, jak wszystkie inne produkty z tej kategorii, co jest zupełnie normalne. Gdy już alkohol wywietrzeje, na dłoniach pozostaje dość przyjemny i nienachalny zapach. A co się tyczy alkoholu. No cóż, użycie akurat alkoholu denaturowanego nie sprawia, że produkt ten zyskał moją sympatię. Zdecydowanie można by postawić na coś mniej drażniącego - rozumiem, że chodzi o silnie odkażające właściwości, ale nie wyobrażam sobie, by tego produktu miało użyć dziecko, które zaraz potrze taką rączką oko lub wsadzi ją go buzi. Kosmetyk dość szybko się wchłania, jednak nie jest tak, że nie pozostawia uczucia lepkości. Pozostawia - co prawda na chwilę, ale jednak. Nie jest to przyjemne, a tym bardziej nie będzie miłe dla wszędobylskich rączek kilkulatków, do których zaraz poprzyklejają się jakieś farfocle. Podsumowując: żel jak żel, choć dla mnie z kategorii raczej tych słabszych niż lepszych. Wciąż zwycięża z tymi okropnymi środkami do dezynfekcji, które zdobią obecnie każde wejście do sklepu, niemniej nie jest to produkt, którego używam z przyjemnością. Zużyłam i wróciłam do sprawdzonego Carexu.