7th Heaven Superfood, 24 Hour Hydration Extra Virgin Olive Oil Sheet Mask Maska z oliwą z oliwek na biodegradowalnej płachcie

Maskę kupiłam w promocji w Rossmann za 8,49, bo dobrych doświadczeniach z wersją z proteinami ryżu. Zdecydowałam się przetestować pozostałe opcje, bo zauważyłam, że nie są popularne. A wydaje mi się, że niesłusznie. Rozumiem, że mogą budzić wątpliwości ze względu na swoja nietypowość, zarówno ze względu na rodzaj płachty jak i esencji. Marka też chyba nie jest zbyt rozpoznawalna. Płachta jest bardzo gruba. bambusowa, biodegradowalna. Wrzucam ją po użyciu na kompost :) Nawet dobrze wycięta. Trochę za długa na czole, ale bez tragedii. Największy minus to duże wycięcie pod ustami, przez co większość brody jest odsłonięta. Mimo grubości płachty, dobrze przylega. Trochę musiałam dociąć przy nosie, ale zawsze tak muszę zrobić. Najmniej dopracowany jest dół maski, bo jednak zachodzi trochę na szyję i też od dołu zaczyna najszybciej wysychać a przez to na brodzie najmniej się trzyma. Sprawdzi się bardziej do długich, pociągłych twarzy. Maska pierwotnie wydaje się tak gruba, że zupełnie się nie przyklei, ale wystarczy dobrze przyłożyć i lekko przycisnąć. Zaczyna zaskakująco ładnie i trwale przywierać do skóry. I lekko ją napinać. Jednak największym wyróżnikiem jest sama esencja. Nie jest to płyn, najczęściej występuje gęsta woda lub wodny żel. A tu lekki krem :) Musiałam rozciąć opakowanie, żeby wydobyć malutką pozostałą ilość i posmarować właśnie odsłoniętą brodę. W tej wersji oliwkowej tej esencji w saszetce zostało naprawdę mało, ale ładnie się ona masełkowato rozsmarowuje i jest wydajna. Szkoda, że nie ma jej na tyle dużo, żeby posmarować szyję. Opakowanie ma przygotowane rozcięcie ułatwiające otwarcie. Maska ma dość intensywny zapach, trochę korzenny, lekko cierpki. Nie każdemu przypadnie do gustu. Chwilę po aplikacji czuć niesamowite ukojenie twarzy. Trzymałam dłużej niż zaleca producent, aż dół maski zaczął się odklejać. Było to bardzo przyjemne doświadczenie - kremowego ukojenia. Po zdjęciu maseczki przyjemne kremowe ukojenie zostało. Jednak nie było wyraźnego rozjaśnienia skóry i ujednolicenia kolorytu, jakie doświadczyłam w przypadku maski z proteinami ryżu. W miejscach dobrego przylegania maski odnotowałam lekkie zmatowienie. Skóra oprócz ukojenia była przyjemnie mięciutka, zwiększyła swoją gęstość. Nie trzeba już nakładać na nią kremu pielęgnacyjnego. tym bardziej, że na skórze zostaje taki lekki miękki film - czuć satynowy poślizg na skórze przy dotyku. Efekt ten utrzymał się cały dzień i był naprawdę bardzo komfortowy. Utrzymywał się też lekki zapach. W porównaniu z wersją ryżową, zapach tej nie przypadł mi do gustu. Dodatkowo esencji było mniej w saszetce, ale to znaczy, że było więcej na płachcie, więc nie oceniam tego na minus. Reasumując, efekt końcowy jest wart cierpliwości, ale wybitnie nie zachwyca. Jednak cieszę się, że zdecydowałam się na zakup całej linii maseczek i ciekawa jestem, jak będą działać inne warianty. Tutaj widzę już różnice między nimi. Na powrót do tej jednak się nie zdecyduję.