Delikatny szampon, który potrafi uspokoić podrażnioną skórę głowy.
Czyżbym w końcu trafiła na prawdziwie naturalną, a nie tylko malowaną, perełkę? Chyba tak ;) Firmę Insight poznałam dzięki koleżance, która podobnie jak ja, podchodzi z wielkim entuzjazmem do zgłębiania wiedzy kosmetycznej. Więc zakupu dokonałam zupełnie świadomie, a wybór padł na serię Lenitive – ukojenie skóry głowy, ze względu na pojawienie się u mnie podrażnienia, wywołanego najprawdopodobniej zbyt silnym szamponem.
Włoska marka stawia na ekologiczne wartości, kładąc nacisk od odpowiednio dobranych roślinnych ekstraktów/olejków, aż po starannie opracowane opakowania. Według zapewnień producenta wszystkie butelki, słoiki i nakrętki wykonano w 100% z recyklingu. Mało tego, nawet etykiety wykonano z materiału PET pochodzącego z RafCycle (innowacyjna koncepcja recyklingu, oparta na ponownym wykorzystaniu odpadów powstałych z etykiet samoprzylepnych w celu stworzenia nowych materiałów), a tubki z biopochodnego materiału pozyskiwanego z trzciny cukrowej. Ilość certyfikatów aż daje po oczach. Jako ciekawostkę wtrącę, że niestety słyszałam, iż zdarzały się podróbki. Oryginalny szampon ma na chwilę obecną 3 pojemności (100, 400, 900ml) i specjalne wytłoczenie na szczycie butli (life, care, love, feel).
Firma wyrzuciła ze swoich składów: sztuczne barwniki, SLS/SLES, MIT i parabeny, olej mineralny i silikony (a jeśli gdzieś się znajdują to jest to wyszczególnione, tak jak w przypadku ciekłych kryształków). Postawiła zaś na: wysoki procent naturalnych i organicznych ekstraktów (z certyfikowanych upraw), ozonowaną wodę, certyfikat Vegan Ok oraz testowanie produktów na zawartość niklu. Wśród produktów znajduje się wiele serii do: pielęgnacji włosów (szampony, odżywki, maski), stylizacji, koloryzacji, trwałej ondulacji, a nawet profesjonalny system do wygładzania włosów.
Mogłoby się wydawać że cena (ok. 60 zl) sprawia wrażenie dość wysokiej ale wcale tak nie jest, jeśli wziąć pod uwagę to, co faktycznie zostało nam zaoferowane. W dzisiejszych czasach wiele kosmetyków szczyci się napisami … pięknymi hasłami reklamowymi, lecz jedynie nieliczne dają to co tak naprawdę zachwalają. Jeśli zależy mi na dobroczynnym działaniu danego ekstraktu, to co mi po nim przyjdzie, jeśli skutecznie stłumiono jego moc np. zasypując go garścią soli lub wiadrem konserwantów. Patrząc na to z takiej perspektywy cena wydaje się być adekwatna do oferowanej jakości.
Niby już trochę wiem na temat pielęgnacji włosów to jednak nie jestem chemikiem, a samoukiem. Chociaż stale poszerzam swoją wiedzę, to i tak czasem popełniam małe grzeszki. Często wodzi mnie na pokuszenie ;) reklama, innym razem zwykła ludzka ciekawość. Moje włosy są w znacznym stopniu zniszczone, latami były poddawane nieustannemu farbowaniu i katowane przeróżnymi stylizacjami. Gdy regularnie je podcinałam i raczej trzymałam się krótkiej fryzury, nie było to aż tak mocno odczuwalne. Podjęłam decyzję o zapuszczaniu i trwam w niej nadal, mimo że nie jest łatwo. Zniszczony włos jest kruchy, suchy, rozdwaja się i łamie. Wymaga specjalnej pielęgnacji, tyle że nie zawsze to co dobre na końcówki służy także skalpowi. Moja skóra kocha naturalne produkty, bywa że przy zbyt dużej dawce chemii się buntuje. Jak miało to miejsce niedawno i właśnie dlatego postanowiłam pierwsze kroki skierować w kierunku serii Lenitive.
OPAKOWANIE I WNĘTRZE
Wszystkie szampony mają bliźniaczo podobne do siebie opakowania. Różnią się jedynie nazwą serii i kolorem etykiety. Całość wykonano z ciemnego, pochodzącego z recyklingu, opakowania. Na pierwsze testy nabyłam pojemność 400 ml. Butelka swoim kształtem bardziej przypomina opakowanie na mydło, aniżeli szampon. Jest raczej niska i stosunkowo szeroka. Zdecydowanie stabilnie trzyma się powierzchni. Zwieńcza ją pompka, która działa sprawnie i dozuje odpowiednią ilość produktu. Jedno naciśnięcie wydobywa satysfakcjonującą porcję, na jedno mycie. Etykieta podzielona jest na dwie części. Pierwsze co widzą moje oczy, to zagraniczne opisy oraz INCI, dopiero po otworzeniu (pociągnięciu za róg naklejki) ukazuje się tłumaczenie w innych językach, z polskim włącznie.
Szampon ma konsystencję lepkiego żelu. Jest półprzeźroczysty, raczej luźny ale nie ucieka z dłoni. Nie tworzy spektakularnej piany, jak to bywa w przypadku SLSowców, raczej delikatny, szybko opadający, kremowy kożuszek. Domywa dokładnie wszystkie środki stylizujące, różnica polega jedynie na wydajności. By tego dokonał, potrzebuję nałożyć go trochę więcej.
Zapach … wiem że czasami różnie to bywa z tymi bardziej naturalnymi kosmetykami … tak tutaj – CUDO. Nie jest inwazyjny (jedynie wyczuwalny podczas mycia) ale wyjątkowo mi przypadł do gustu. Dociera do mnie mieszanka słodkich owocowych nut, lekka woń kwiatów oraz coś dziwnego jakby ziołowego. Do złudzenia przypomina mi roślinę z domu rodzinnego – taką z wiecznie zielonymi liśćmi, a potocznie nazywaną anginką. Niestety, jak się później okazało, zapach jest lekko podkręcony. Substancje, chociaż znajdują się na końcu listy, to jednak mogą w niektórych przypadkach działać alergizująco.
DZIAŁANIE I SKŁAD
Substancją myjącą jest tutaj SCS /Sodium Coco-sulfate/ zdecydowanie łagodniejsze w działaniu od SLS/SLES, następnie kokamidopropylobetaina /Cocamidopropyl Betaine – myje i stabilizuje pianę/, kolejny lżejszy myjak/pieniacz /Magnesium Lauryl Sulfate/, naturalny detergent /Caprylyl/Capryl Glucoside – niejonowy środek powierzchniowo czynny, uzyskany z surowców odnawialnych: alkohole tłuszczowe i glukoza roślinna/.
Zaraz za nimi wchodzą ekstrakty, po pierwsze, z opuncji figowej /Opuntia Ficus – Indica Stem Extract/. Roślina zwana jest także figą indyjską lub figą kaktusową. Obecnie wyróżnia się ok. 150 gatunków opuncji, a O. Ficus – Indica, to gatunek pochodzący z Meksyku, lecz uprawiany również w wielu innych krajach o ciepłym klimacie, także w południowej Europie. Podobno uważana była przez Azteków za świętą, a dzisiaj jest cenioną rośliną leczniczą. Pierwsze owoce dotarły do Europy prawdopodobnie już pod koniec XV w. razem z powrotem Krzysztofa Kolumba, stąd używana do tej pory nazwa: ficus – indica/figa indyjska. W Europie bywa uprawiana we Włoszech.
Ale … najważniejsze jest jej działanie, a o tym mogłabym pisać w nieskończoność. Ogrom jej właściwości sprawia, że wykorzystywana jest zarówno w kuchni – od części jadalnych po nasiona, ziołolecznictwie (działanie przeciwzapalne, przeciwwirusowe i przeciwbólowe, łagodzi reumatyzm, choroby skóry etc.) oraz kosmetyce (stymuluje rewitalizację skóry, łagodzi podrażnienia i stany zapalne, pobudza naturalne procesy naprawcze skóry, dzięki czemu wzmacnia jej odporność na niekorzystne czynniki zewnętrzne).
Po drugie ekstrakt z aloesu /Aloe Barbadensis Leaf Extract – leczy/koi stany zapalne, nawilża, reguluje pracę gruczołów łojowych/, po trzecie: ekstrakt z malwy /Malva Sylvestris Flower/Leaf Extract – chroni i wzmacnia skórę, zwłaszcza tą delikatna i wrażliwą/.
Dalej znajdziemy glicerynę, mleczan mirystylu /Myristyl Lactate – emolient tłusty, zapobiega odparowaniu wilgoci i chroni przed czynnikami zewnętrznymi/, szczyptę soli /Sodium Chloride – dobrze że za ekstraktami, a nie przed/, perfum, regulator lepkości /Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride/, Citric Acid, lżejsze konserwanty: benzoesan sodu, sorbinian potasu, kwas dehydrooctowy /Dehydroacetic Acid/ oraz kilka substancji zapachowych (Benzyl Alcohol, Citronellol, Geraniol,Linalool).
PODSUMOWANIE
Szampon miał wyeliminować stany zapalne, podrażnienie skóry i z tym poradził sobie świetnie. Odczułam ogromną ulgę. Zniknęły wszystkie krostki, a także swędzenie i uczucie ściągnięcia. Mycie zadziałało jak balsam i przyniosło mi ukojenie. Dodatkową korzyścią było nawilżenie skóry i włosów. Zazwyczaj myję je co 1 – 2 dni i muszę dobrze oczyścić z pozostałości lakieru, więc żałuję że nie kupiłam od razu większego opakowania. Zauważyłam także, że na dniach zaczął szybciej znikać, więc prawdopodobnie przypasował reszcie rodziny.
Pachnie bardzo ładnie i niestety po części, jest to zasługa pewnych substancji zapachowych o możliwym działaniu alergennym. Moja skóra odczuła tylko ulgę, nic mnie nie uczuliło. Więc będę wracać i polecać innym. Dodatkowo, ogromny plus za wartości reprezentowane przez firmę. Misja marki i całe proekologiczne podejście jest godne pochwały.
Chociaż prawie się nie pieni to i tak świetnie radzi sobie z myciem. Nawilża ale nie przyśpiesza przetłuszczania, raczej bym powiedziała że w pewnym stopniu normalizuje skórę głowy. Wiem, że do tej serii polecany jest także balsam, jednak mi wystarczył sam szampon, by przywrócić równowagę. Na pewno stoją za tym łagodne substancje myjące oraz odpowiednio dobrane i umieszczone wysoko na liście - ekstrakty roślinne.
Edit: Świetnie nawilża włosy, więc idealnie pasuje do pielęgnacji humektantowej w równowadze PEH :)
Zalety:
- Nawilża włosy
- Proekologiczne podejście od opakowań po składy.
- Łagodne substancje myjące.
- Przemyślane, estetyczne i wygodne opakowanie.
- Przyjemna konsystencja i piękny zapach.
- Niewielka piana ale dokładne oczyszczenie.
- Ekstrakt z opuncji figowej, aloesu i malwy.
- Niweluje stany zapalne, nawilża skórę i włosy.
- Lżejsze konserwanty.
Wady:
- Aromat delikatnie podkręcony substancjami zapachowymi.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie