Beauty Shot Botanic Treat, Seboregulująca maska dwuetapowa do twarzy 

Bardzo fajna maska i serum w płachcie, świetnie rozświetliła i nawilżyła (i poniekąd ukoiła) moją cerę. Także działanie świetne, jedyne minusy to: dziwny podłużny krój płachty (trzeba było się trochę napracować żeby dostosować ją do twarzy) oraz "kleistość" produktu. Ja szczęśliwie jednego dnia użyłam samej maski, a dopiero następnego dnia samego serum (jest z kwasem hialuronowym, więc ewidentnie ma działanie bardziej nawilżające), i dzięki temu uzyskałam świetny efekt promiennej i odżywionej cery.

✔️Maska znajduje się w saszetce która jest przedzielona na dwie części. Z jednej strony jest maska na tkaninie a z drugiej serum. Szata graficzna jest dla mnie przepiękna i prosta. ✔️Odrazy po wyjęciu płachty z opakowania jest świetnie nasączona esencją co resztę można wklepać w szyje i dekolt. Płachta ma bardzo dobrze wycięte otwory i przez całą aplikacje świetnie przylega do twarzy. ✔️Po zdjęciu płachty twarz była promienna, rozświetlona ale i również zauważyłam nawilżenie. ✔️Potem po równomiernym rozprowadzeniu serum na twarzy wykonując lekki masaż i pozostawić do wchłonięcia, ale pozostawia jakiś czas lepką warstwę.

Maska składa się z dwóch etapów - nasączonej maski w płachcie i oleistego serum. Wszystkie pozostałe maski z tej serii przetestowane to teraz czas przyszedł na tę. Opakowanie łatwe do otwarcia, nie potrzeba nożyczek. Zapach przyjemnie owocowy, taki delikatnie tropikalny, ale nie jakiś konkretny. Maseczka wyjęta z opakowania jest bardzo dobrze nasączona esencją. Pozostałość płynu wklepałam w szyję. Niestety maska okazała się źle skrojona, mianowicie wszerz była za krótka, a wzdłuż za długa. Dobrze trzyma się twarzy, co pozwala na wykonywanie innych czynności w tym czasie. Maskę trzymałam nieco dłużej - do momentu, aż płachta sama spadła, niż jak zaleca producent. Po zdjęciu maseczki twarz była odświeżona, nawilżona, ale nie jakoś tak wybitnie oraz rozświetlona. Przez pierwsze kilka minut twarz się kleiła, potem wyschła oraz miałam uczucie delikatnego szczypania. Przyszedł czas na serum. Zapach ma w miarę neutralny, ale chemiczny. Mając już doświadczenie z tą serią maseczek, że serum jest mocno oleiste i potrafi łatwo wycieknąć przy otwarciu, otworzyłam saszetkę za pomocą nożyczek, ale z drugiej strony niż w zaznaczonym miejscu otwarcia, wtedy nic nie wyciekło. Serum w tym przypadku to zagadka. Jak zawsze wystarczało mi na dwie aplikacje, to teraz starczyło mi tylko na jeden raz. Przy jednej cienkiej warstwie praktycznie od razu się wchłonęło, więc dołożyłam więcej i więcej, aż wykorzystałam całe i wraz bardzo szybko się wchłonęło zostawiając lepką warstwę na powierzchni skóry, która po dotknięciu palcem rolowała się po twarzy. Wyglądało to jakby schodziła mi skóra. Jakby tego było mało nie wiedzieć czemu miałam uczucie ściągnięcia skóry przez kilkanaście minut, szczególnie w okolicach ust. Podsumowując w sumie jestem zadowolona z efektu rozświetlonej i odświeżonej cery, ale nie zauważyłam zbytnio regeneracji oraz przy mojej suchej cerze nawilżenie nie jest wystarczalne. Nie podobało mi się również serum... Pomimo mojej dużej skłonności do alergii nie dostałam podczas zabiegu żadnych podrażnień czy zaczerwień.