Juicy Couture Dirty English EDT 

Hmm no chciałem troszkę poczekać z tą oceną bo dzisiaj zapach otrzymałem, a raczej jego miniaturkę, ale nie mogłem się powstrzymać od recenzjii. Znakomity męski poprawnie drażniacy nozdrza zapach. Znakomicie się rozwija -czujemy drzewo oud, wetiwer, cyprys, skórę, mandarynkę, kardamon. Nie wyczuwam podobieństwa do Gucciego. Juicy nie jest dymne i cięzkie, raczej bliskoskórne i przyjemne, dość trwałe (około 5 godzin). Flakon doskonały-troszeczkę zawodzi koniec zapachu ponieważ czuję troszeczkę jakąś irytującą słodycz. Jednak jak dla mnie na równi z Ikonem od ZIRH-A. Więc polecam :-) Używam tego produktu od: dzisiaj Ilość zużytych opakowań: w trakcie 5ml

Ok roqfort natchnal mnie do napisania czegos, w koncu chcialem by ten zapach tutaj sie znalazl, wiec do dziela. Zapach jest radosniejsza wersja Gucciego calkowicie inna ale koncept chyba podobny i nie ze wzgledu podobienstwa koloru \"soczku\". Poczatek wg mnie taka mandarynka ktora jest okryta skora bardziej niz jakis alkohol wyczuwam skorzane akordy, im dalej tym ... ciemniej i mroczniej nadal nutka swiezosci pobrzmiewa albo tylko jej cien. Swiezosc jest dziwna, intrygujaca bo w sumie cos \"brudnego\" w tym jest wiec nie oczekujcie czegos na wzor Clinique Happy. Drydown na mnie pachnie bardzo podobnie do ... Cartier Roadster duzo bardziej wole Dirty English ps. to z brudzeniem ubran chyba bardziej zagrywka marketingowa, bo kazde perfumy praktycznie zostawiaja slady (wystarczy do klubu isc z ultrafioletem by sie przekonac) :) ale tutaj jeszcze to podkreslili Używam tego produktu od: roku Ilość zużytych opakowań: 20% z 50ml

Przyznam, że podchodziłem do tej wody, jak kot do jeża. Zachęciła mnie nazwa, lekko odstraszał wygląd flakonu. Wydawało mi się, że będzie to kolejne kadzidło w stylu Gucci pour homme dla zramolałych playboyów. Łącząc nazwę wody z wyglądem flakonu liczyłem na pewną ironiczność kompozycji zapachu i... nie zawiodłem się. Owszem, zapach początkowo wydaje się bardzo męski, ale po stosunkowo krótkim czasie staje się bardziej \\\\"modern\\\\". Nuty drzewne przeplatają się z zapachem dobrej whisky, skóry i czegoś jajcarskiego i animalnego, czego nie potrafię sprecyzować. Wbrew wyglądowi flakonu, zapach wcale nie jest ciężki, i trzyma się dość blisko skóry, więc nie zasmradza otoczenia. Dopiero przy bliskim kontakcie cielesnym zaczyna rozsiewać feromony. Inaczej mówiąc - jest sexy. Ze względu na specyficzną woń, nie jest to zapach dla każdego. Miłośnicy \\\\"Bossów\\\\" chyba nie przekonają się do tego zapachu. Trzeba pokochać JPG Fleur du Male, czy Rochas Man i jednocześnie Bvlgari Black, żeby docenić potencjał Dirty English. Po prostu jest to zapach niebanalny i raczej dla odważnych i kontrowersyjnych osób. Trwałość bardzo dobra. Co ciekawe, używają go także kobiety, traktując go, jako zapach unisex. Gdybym miał scharakteryzować ten zapach za pomocą obrazu, widziałbym portret słynnego, starego playboya z reklam wód Baldessarini w apaszce, z czerwoną fryzurą punka i kolczykiem w nosie. Flakon zasługuje na najwyższe noty. Ciężkie szkło, plus metalowa zatyczka z metalowymi ozdobami, z których jedna, to skórzany rzemień z ozdobnym, także metalowym \\\\"kłem babci\\\\", po odwinięciuz korka służący jako naszyjnik. Całość Made in USA. Uwaga! Wg. informacji na opakowaniu, zapach może brudzić jasną odzież. Używam tego produktu od: paru dni Ilość zużytych opakowań: 0.2