Internet swoje robi, naoglądałam się swatchy i zapragnęłam mieć paletki Sleeka.
W równym czasie zamówiłam dwie, każda u innego sprzedawcy-Oh So Special(w znanej internetowej drogerii) i Vintage Romance(serwis aukcyjny) i nie mogę uwierzyć, że tak różne jakościowo paletki to ten sam producent.
Jednocześnie też nie wierzę tak wysokim ocenom i zachwytom. Sleeki dla mnie są stanowczo przereklamowane, to już wolę nawet zwykłego Iconica od Make Up Revolution lub tańsze cienie z drogerii.
Na początek moje największe rozgoryczenie-Oh So Special.
Oglądając ją w internecie widziałam piękne, dziewczęce kolorki z których można stworzyć spokojne dzienniaczki, ale też coś mocniejszego na wieczór.
Pierwsze co mnie zdziwiło-brak nazw kolorów, tylko oznaczenie numerkami.
Druga sprawa-kolory niektórych cieni w mojej palecie znacznie różniły się od tego co widziałam na zdjęciach u innych. Ribbon i Pamper, które powinny być różowe u mnie były ceglasto pomarańczowe, brązy dziwnie ciepłe i żółte, w obu przypadkach kompletne nieporozumienie dla mojego typu urody-w takich kolorach wyglądam wyjątkowo źle.
Dobrymi cieniami są połyskujące róże-Organza i Gateu. Idealne na dzień, nawet solo na całą powiekę, pięknie się mienią i wyglądają niezwykle uroczo. Przyzwoicie napigmentowane, dobrze się rozcierają i łączą z cieniami innych firm.
Byłam też zadowolona z błyszczącej szarości Glitz-bardzo dobra pigmentacja i mięciutka konsystencja, przyjemnie się pracowało z tym cieniem.
Z matów jedynym sensownym jest jaśniutki beż Bow, dobry pod łuk brwiowy i do rozcierania granic.
Reszta cieni-beznadziejna, szczególnie maty. Osypują się masakrycznie, przy próbie blendowania blakną, zlewają się, tworzą plamy i prześwity, makijaż nimi wykonany wygląda wyjątkowo niechlujnie i brzydko, bo tymi cieniami nie umiem po prostu nic sensownego stworzyć. Czarny jest zbyt suchy i słabo napigmentowany, nawet go zagęszczania linii rzęs się nie nadaje.
Szybko jej się pozbyłam, nie miałam do niej cierpliwości.
Drugi wybór-Vintage Romance wypada już o niebo lepiej. Może dlatego, że jest to paleta cieni błyszczących(tylko jeden jest matem), a ja wolę właśnie cienie z połyskiem. Tutaj już poszczególne kolorki w palecie mam opisane nazwami :)
Kolorystyka piękna-różne odcienie błyszczących fioletów i złota, błyszcząca jasna perła, śliczny błyszczący granat i smoliście czarna czerń z migoczącymi srebrnymi drobinkami. Mat to zgaszona brązowa cegła, na szczęście nie jest zbyt ciepła, choć mi osobiście ciężko ją skomponować z innymi cieniami z tej palety. Paletka, której kolorystyka bardzo odpowiada i mi, i mojemu typowi urody, idealna do makijaży wieczorowych, ale kilka spokojnych do pracy też nimi zrobiłam ;)
Pigmentacja dosyć dobra, ale przy blendowaniu i rozcieraniu tracą na intensywności, więc trzeba nimi trochę się napracować. Do tego dosyć mocno się osypują(mimo strzepywania pędzelka i dokładania cieni małymi porcjami), więc najpierw robię oczy, dopiero później ew. resztę twarzy, do tego też lepiej aplikować je palcami, a dopiero później pędzlami je rozcierać. Mimo to efekt końcowy jest naprawdę ładny, cienie mają śliczny połysk, bez żadnej tandety czy nachalnej perły. Matowego używam dosyć rzadko, ale jak na sleekowe maty to jest całkiem ok jakościowo, choć też lubi ginąć przy rozcieraniu. Ale w mniejszym stopniu.
Na dobrej bazie trzymają się długie godziny. Czasami lubią blaknąć i trochę się wytrzeć, ale nie rolują się w załamaniu.
Opakowanie porządne, wytrzymałe, ale strasznie się brudzi i ciężko ją doczyścić. Otworzyć zresztą też Lusterko ok, w razie potrzeby można go użyć, nie zniekształca i dobrze w nim widać.
Aplikator przemilczę, wolę swoje pędzle i palce :)
Ogólnie paletki Sleek jakościowo szału nie robią, zwłaszcza za taką cenę.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie
W marketplace Allegro, Amazon