LaQ Shots!, Żel pod prysznic `Siki Weroniki` 

Żel kupiłam w czyściopaku (+ Różowy w ch! i Krwawa Mary) na promocji, więc za każdy wyszło 13 zł. Jak na Laq to bardzo dobra cena. Nie polubiłam się z nim tak samo jak z Różowym w ch! Konsystencja ok, żelowa, nie rzadka. Kolor pasujący do nazwy. Opakowanie w porządku, pompka się nie zacinała i dozowała żel prawie do końca. Pienił się średnio - na myjkę potrzebowałam dać nawet 10 pompek, inaczej zaczynało brakować mi piany. Zapach - dla mnie bardzo męczący. Ciężki, duszny, coś jak bursztyn i stara, zakurzona róża, rodem z podróby podróby odpowiednika Si. Długo utrzymywał się na skórze i w łazience, powodując u mnie mdłości i niechęć do czegokolwiek. Ale to nie koniec atrakcji. Moją skórę ciała mogę określić jako normalną, od dawna nie mam problemu z przesuszeniami po kąpieli itp. A tutaj już od pierwszego użycia był zgrzyt - skóra zaczęła być coraz bardziej sucha, łuszcząca, balsam zbyt wiele nie pomagał. Podrażnień typu wysypka czy coś egzemopodobnego nie zauważyłam. Dodatkowo za każdym razem po kąpieli żel zostawiał na mojej skórze jakąś dziwną warstwę, która sprawiała, że spod prysznica wychodziłam bardziej brudna, niż wchodziłam. Skóra była klejąca i przez to niemiła w dotyku. Do kąpieli zużyłam niecałą połowę żelu, resztę przeznaczyłam na mydło w płynie. Dalej denerwował mnie zapach. Skóra dłoni też była w coraz gorszym stanie, więc nawet tutaj musiałam używać go na zmianę z czymś innym. Na plus - bardzo dobrze doczyszczał gąbkę do makijażu. Na minus - opis na opakowaniu, znowu czułam się lekko zażenowana czytając go, a moje poczucie humoru uważam za spore. Podsumowując, kolejny żelowy niewypał z tej serii. Nie podobał mi się zapach, dziwiła mnie ta klejąca warstwa na skórze pomimo dokładnego opłukania się. A do tego wysuszanie, co w "zwykłych" żelach od Laq nie miało miejsca. Zużyłam go z wielkim wysiłkiem.

Kupiłam zachęcona opinią znajomego, który bardzo zachwał męskie żele spod szyldu tej marki. A że akurat trafiła się fajna promka na trzypak, to nie wahałam się ani chwili. Trafiła więc do mnie Krwawa Mary, Różowy w ch! i właśnie Siki Weroniki. Mam skórę dość wymagającą, potrzebuje delikatnego oczyszczania. W bonusie lubię hojną ilość piany, łatwą w aplikacji konsystencję oraz przyjemny, intensywny zapach. Przetestowałam już Krwawą Mary i, mówiąc oględnie, zachwycona nie byłam. Opakowanie jest bardzo dobre. Zawiera 500 ml. Wykonane z przezroczystego plastiku, dzięki czemu widać nie tylko zużycie, ale też ten ładny, żółty kolor żelu. Jest porządne, stabilne i bardzo poręczne, dzięki pompce. Działa ona do samego końca bez zarzutu, podając idealna dozę produktu. Ma też system on/off. Mam wrażenie, że jest lepsza, niż w Krwawej Mary. Ogólnie sama butelka jest ok, tylko niespecjalnie bawią mnie te opisy. Niby zabawne, ale jednak trochę przesadzone. Lubię żarty, ale co za dużo, to niezdrowo. Przyjemnie zaskoczył mnie jego zapach. Krwawa Mary mnie zawiodła, a tutaj otrzymujemy woń przyjemnie cytrusową, rześką, ale z lekkim, drzewno-orientalnym twistem. Spokojnie może być uznany za unisex. Konsystencja też zdecydowanie bardziej udana. Ta nie spada z dłoni, podczas aplikacji nic się nie marnuje. No i całkiem nieźle się pieni. Oczywiście ze zmyciem produktu ze skóry nie miałam żadnych problemów. Żel wystarczył mi na całe 2 miesiące codziennego używania, więc mogę stwierdzić, że jest bardzo wydajny. W szczególności, że czasem podbierał mi go jeszcze mąż. Kupiłam w Hebe, więc dostępność okej. Za trzypak dałam w promocyjnej cenie 35 zł, co uważam za niezły deal. Myje bardzo skutecznie, i to wszelkiego rodzaju zabrudzenia. Filtry przeciwsłoneczne, tłuste plamy, pozostałości po dezodorantach- wszystko to usuwa szybko, bez konieczności tarcia skóry czy używania gąbki. Stwierdzam też, że jest łagodny dla skóry. Dobrze chroni ją przed przesuszeniem. Miewam z tym problemy, a tutaj żadnego nieprzyjemnego ściągnięcia czy suchych skórek nie odnotowałam. To porządny, podstawowy produkt do mycia. Nie wiem, czy kupię ponownie, bo żele do mycia zmieniam nader często. Niemniej jednak polecam.