Pastę tę dorwałam jako dodatek do jednej z gazet. Była to moja pierwsza przygoda z marką beBio Ewy Chodakowskiej. W drogeriach nigdy mnie nie przyciągała, ale pojawiła się w magazynie, więc to był dobry moment na zapoznanie się. Całość kosztowała bodajże około 10-12 złotych.
Kupując pasty do zębów, najczęściej wybieram te wybielające, bo a nuż się w końcu uda moje nieidealne perełki chociaż w małym stopniu wybielić :D. Najczęściej kończy się to fiaskiem - mogłabym rzec, że za każdym razem. Ale nadziei nie tracę. Tym razem jednak trafiłam na pastę dla wrażliwych zębów i dziąseł, czyli strzał w dziesiątkę, bo z dziąsłami to już różne cyrki miewałam. Tylko, że to nie taka zwykła pasta, bo naturalna w 99%! Wszystko było pięknie, aż do pierwszego użycia i uświadomienia sobie, a właściwie przypomnienia, głównej wady takiej naturalnej pasty. Mianowicie bardzo słabo się pieni. A ta licha piana, co powstaje, jest dodatkowo rzadka, więc z łatwością wypływa z ust, np. na Bogu ducha winne ubrania. To właściwie jedyna wada tego produktu, ale istotna. Tak, tak - wiem, że piana jest taka, a nie inna, bo w składzie nie ma silnych detergentów. I rzeczywiście może to pomóc w zapobieganiu podrażnieniom dziąseł. Ale ja aż tak wrażliwych nie mam. Silne detergenty nie robią mi krzywdy, lubię tę gęstą pianę, która daje mi uczucie porządnego oczyszczenia. Jeśli z kolei wasze dziąsła się buntują na każdym kroku, to może pasta od beBio będzie dobrym rozwiązaniem. Przejdźmy teraz do całej reszty cech tego produktu, które już wadami nie są. Przede wszystkim daje długotrwałe uczucie odświeżenia, nawet dłuższe od mojego płynu do płukania jamy ustnej. Zdziwiło mnie to, bo ma niepozorny smak - jakby połączenie mięty z owocem (papają) pozbawionym słodyczy. Trochę taki cierpki i na pewno nie dla wszystkich. Ale odświeża i to naprawdę dobrze, więc super. Druga i najważniejsza sprawa, to dobre oczyszczanie. Pozbywa się osadu i wszelkich zanieczyszczeń w taki sam sposób, jak najzwyklejsza pasta z supermarketu. Tylko, że, tak jak wspomniałam wcześniej, ja i tak nie czuję dostatecznego oczyszczenia. To wina tej słabiutkiej piany, do której mogłabym się przyzwyczaić, ale nie muszę. Jest tyle past na rynku, że jedna słabo pieniąca się nie zrobi różnicy. Oddałam ją mamie, a co ona z nią zrobi, to już jej sprawa. Zapewne zużyje :D.
Konsystencję ma gęstą, przypominającą połączenie kremu i żelu. W palcach jednocześnie klei się i jest tępa. Na szczoteczkę musiałam za każdym razem wycisnąć sporą ilość, która właściwie nie zmieniała faktu, że piany powstawało mało.
Opakowanie to porządna, matowa tuba z zakrętką od dołu. Naprawdę jest bardzo porządna, aż byłam w szoku. Na jakości marka nie oszczędzała. Podoba mi się jej pastelowy łososiowy odcień i to, że szata graficzna jest minimalistyczna. Co prawda wolałabym raczej zamknięcie na zatrzask, bo odkręcanie bywa uciążliwe, ale da się to przeżyć. Pojemność to 100ml.
Zalety:
- 99% składników pochodzenia naturalnego (!)
- Dobrze oczyszcza z wszelkich zanieczyszczeń
- Długotrwale odświeża, lepiej od niejednego płynu do płukania jamy ustnej
- Bardzo łagodna dla zębów i dziąseł (nie ma silnych detergentów w składzie)
- Dziwna, acz ciekawa konsystencja
- Ładne i dobrej jakości opakowanie
Wady:
- Bardzo słabo się pieni, przez co nie daje mi dostatecznego uczucia oczyszczenia
- Nietypowy smak, trzeba się przyzwyczaić
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie