Prada Infusion Oeillet EDP 

Jako perfumowa freakerka mam tak,że jak zamarzę sobie jakiś zapach to nie spocznę póki nie znajdę. I tak w tym sezonie był już jaśmin i wycieczka do perfumerii w Taorminie a ostatnio taki sam szał mnie dopadł wąchając goździki ogrodowe. Szukając na fragrantica zobaczyłam opinie o perfumach Prada,wydanych w 2019 ,prawie niedostępnych a tanio to już w ogóle. Ale jak to mówią No risk,no fun. Przyjechały a tuż po otwarciu razem z nimi daleka krewna z Niemiec,która przedarła się za żelazną kurtynę na pochód pierwszomajowy, pozostawiając woń goździków w wagonie kolejowym. Takie bowiem jest otwarcie Infusion Oelliet. Dodam,że ciocia ma tak 70+ i gust z poprzedniej epoki czyli ma być mocno i duszno i niech wszyscy wiedzą,że ciocia perfum używa dużo i hojnie. Wzięłam głęboki oddech bo właśnie odkładam na półkę kilkaset złotych,lekko zażenowana, że tak łatwo uległam opiniom innych osób. Witając się z tym zapachem w południe,przy upale 30+ zdecydowanie moje nozdrza nie doceniły kunsztu. Kilkanaście minut później, PRL i zapach goździków ustępuje ,mój nos za to zaczyna wyczuwać i farbę drukarską i lekkie drzewne akordy. Po godzinie jest zdecydowanie lepiej, goździk ten ulubiony wybrzmiewa gdzieś w tle,natomiast przewagę mają nuty drzewne. W nich czuję się zdecydowanie lepiej. Moim zdaniem jest to zapach trudny. Zdecydowanie nie letni, widzę go w jesienno zimowym otuleniu. Nie można z nim przesadzić bo zabijemy otoczenie. Warto też po użyciu odczekać kilkanaście minut aż zapach się rozejdzie i pokaże ogon,gdyż bezpośrednio po zastosowaniu efekt może przypominać Scarlett Ohara która piła perfumy. Widzę dla niego potencjał dla odważnych niekoniecznie 70 letnich kobiet. Ja protestuję jeszcze przy niższych temperaturach, póki co zostawiam 4za trwałość i rozwinięcie,gdybym bowiem oceniała początek było by dramatycznie:)